agniecha973
22:37, 04 gru 2013

Dołączył: 09 lis 2011
Posty: 11946
To ja jeszcze na dnie. Ale ze mną to jest tak, ze najpierw coś "obczaję", zapamiętuję nazwę, później przyjeżdżam do domu. Zasiadam do komputera i grzebię na stronie ZSZP. Następny etap to "gdzie to posadzić". Podpytuję Magnolię albo i nie. Spaceruję po ogrodzie i myślę. Raz wymyślę, a raz nie. Ale też co raz częściej wiem po co jadę do szkółki. Do Karpacza pojechałam z listą roślin, ale... kupiłam o 3 hosty za dużo i kilka nadprogramowych jeżówek. To jak Ewa, jeszcze jestem całkiem na dnie? A może już chociaż na paluszkach stoję?



Moje copiątkowe wycieczki do brico to też taka przyjemność pozaglądania co nowego dowieźli albo pogłaskania wypasionej lawendy.
Pani Przyrodo, nie jest aż tak cudnie. Każdy ma swoje wady i na tym polega sztuka, aby je zręczniej schować i widzów oszukać. To jakaś złota myśl z czasów młodości, ale nie pamiętam dokładnie i nie pamiętam autora.
Efekty są, to prawda, ale daleko jeszcze do dobrobytu

Pozdrawiam
Bogdziu, nie jestem poukładana, masz rację. Spóźnialska i takie tam, ale mam nadzieję, że jednak zalety przewyższają wady (a te przecież trzeba mieć). Ciekawe tylko co za objawienie masz na myśli.
Pozdrawiam
Tak jest, wszystko prawda co piszesz/ piszecie z Magdą.
Słoików więcej stoi, bo nie wszystko robię co roku. Np. jabłonka na szarlotki owocuje co drugi rok, więc w tym roku nie robiłam słoików, ale stoją zeszłoroczne. To samo z jagodami, jak się trafią to robię ile jest a później nawet 2-3 lata spokój. I truskawek w tym roku nie robiłam, bo wyjechaliśmy i mama zamrażała. Spiżarnia bogata, pęka w szwach

Pozdrawiam