To piszę co wiem:
Wszystko robimy na oko. Mielimy mięso przez maszynkę dwa razy. Doprawiamy czosnkiem przeciśniętym przez praskę i mnóstwem przypraw tych co zawsze lubimy do mięsa i majerankiem. Dolewamy trochę wody, żeby łatwiej się miesiło i wtedy już mój M zakasuje rękawy i miesi to mięcho aż się dobrze wymiesza (ok. 10-15 min). Łapki bolą, bo my dużo na raz robimy (bo to przy okazji świniobicia zawsze robimy). Mozna sprawdzić czy jest wystarczająco doprawione smażąc "mielonego". Ale ten mielony średnio zawsze smakuje, jest dośc zbity, bo to samo mięso, ze słoiczka jest lepsze. Jak jest ok, to do słoiczków (nie nakładaj więcej niż 3/4, bo wypłynie przy gotowaniu) mocno ubijaj, zeby powietrze nie zostawało i pasteryzuj 1,5-2 godz. (normalnie w garnku z wodą jak przetwory). Ważne: muszą być nowiutkie zakrętki, bo to mięso i musi trzymać, żeby się nie zatruć; po zapasteryzowaniu odwracamy do góry dnem i tak zostawiamy na zawsze ; uwaga, bo czasem ciekną gdy się odwraca - trzeba dokręcić jeszcze; mięso nie może być za chude, bo mielonki wyjdą twarde, my dodajemy np. boczek a tłuszcz i tak później się wytapia i zostaje na wierzchu. Raz na jakiś czas trafia się taka, która nie trzymała (czuć przy odkręcaniu) i taką trzeba oddać np. pieskom, żeby nie było kłopotów ze zdrowiem. Można dodać wołowiny np. 1/3, będzie bardziej miękka, tzn. "smarowna".
Dużo jest przy tym pracy, ale warto. Słoiczki się zawsze "upaprają" przy nakładaniu mięsa, więc trzeba dobrze powycierać przed zakręcaniem, żeby trzymało. A jak wyjdzie za mało doprawione to zawszemożna na kanapce doprawić.