Wiktoria, Eda, Ania, Beata, Iza, Kasia, Kasia, Asia, Ania, Mirka, Juśka, Gosia, Ania, Łucja, Sylwia, Asia, Agnieszka - dziękuję za wszystkie Wasze wypowiedzi, czytałam już wcześniej, ale na telefonie, a tam trudno dłuższą wypowiedź skomponować. Postaram się odpowiedzieć teraz po kolei. Wszystkie podpowiedzi co do roślin, które mają szanse u nas rosnąć, skrupulatnie notuję i będę testować, cieszę się że ta lista wygląda już teraz na całkiem pokaźną i nawet kwitnącą
Temat czeremchy zgłębiłam po Waszych wpisach, już chyba coraz lepiej rozróżniam - czeremchę amerykańską i tę naszą zwyczajną, i kruszynę - też podobna. Amerykańską tępię, ale niestety jedna dorodna rośnie akurat w takim miejscu przy tarasie, że nam żal ją wycinać, bo się bardzo pusto zrobi i nieprędko coś na tyle się tam rozrośnie, więc tymczasem kwitnie, owocuje i rokrocznie daje mnóstwo siewek... Jeszcze się bijemy z myślami. Zwyczajnej znalazłam na razie jeden egzemplarz, kruszyny jest sporo, ale chyba ona nie ma skłonności do dominacji?
Skrzynie na warzywa stoją wbrew pozorom blisko domu i w najmniej zalesionej części, obecnie jeszcze bardziej prześwietlonej niż na zdjęciu, po prostu las podchodzi u nas właśnie niemal pod drzwi. To się odbija na wzroście warzyw, bo korzenie drzew wypijają wodę i dodatkowo jest tam mało słońca, co też niewiele warzyw znosi… No i w dwóch skrzyniach, nawet dużych, za wiele nie „upchnę”, także to raczej poletko edukacyjne dla synka – jak rośnie marchewka, a jak pomidorki – niż faktycznie źródło pożywienia… Mam nadzieję to z czasem zmienić, dla mnie to jeden z sensów posiadania kawałka ziemi – móc jeść prawdziwe jedzenie prosto z grządki (lub zamrażarki) na ile to możliwe. Więc może kiedyś…
I wreszcie kleszcze – brrr, ciągle się trafiają nowe, zwłaszcza syneczek zbiera, mimo że już naprawdę dużą wycinkę i prześwietlenie zrobiliśmy. Działka jest ogrodzona, ale migracji zwierząt to nie powstrzymuje – chodzą koty od sąsiadki (te czasem dają się dotknąć i są oblepione kleszczami jak choinka na Boże Narodzenie), jeże, wiewiórki, lisy, kuny. To na pewno utrudnia naszą walkę. Do tego opryski z tego co czytałam zabijają wszystkie owady, nie tylko kleszcze, także na to się nie zdecydujemy. Wycinka trochę chyba pomogła ograniczyć natężenie problemu, ale go nie wyeliminowała, i chyba właśnie nie ma na to szans w 100%, tak jak piszecie. O rozsypywaniu tych pasów kory itp materiałów też myśleliśmy, chociaż to by trzeba było ponawiać pewnie co roku, widzę jak szybko zrębki są „pochłaniane” na nowo przez przyrodę.
Raz jeszcze dziękuję za wszystkie słowa wsparcia, liczę, że ogród będzie rozkwitał i się rozrastał, a tymczasem cieszy każda roślina i postaram się udokumentować to, co już rośnie, nawet jeśli małe to roślinki i nic wyjątkowego