Strasznie przepraszam, że Was zawiodłam, ale nie sadzę. Jeżdżę do pracy, mus przypilnować końcowego efektu i pomóc, dzisiaj zaczęłam sypać korę, chłopaki zwijają się jak w ukropie

Kostki zabrakło, a ja u siebie posadzę dopiero jak koparka i dźwig przyjadą, żeby wytarabanić koło za płot.
Dopiero w czwartek mam konserwacje i coś u siebie zrobię na koniec dnia. Ale nie wszystko. Ten proces będzie trwał, dopóki nie dojrzeje w mojej głowie.
A dzisiaj rano moc liści znowu, jeszcze więcej niż było. Wróciłam z pracy...a tu niespodzianka, sąsiedzi pograbili liście po mojej stronie... Nie spodziewałam się. jejku jak fajnie