Dołączył: 21 sie 2012
Posty: 430
Witaj Aniu! Misiek wyczochrany nie tylko za uszkiem (odgryzionym do połowy...). Też jest już wiekowy.
Z zainteresowaniem przeczytałam o Twoich doświadczeniach. Serdecznie Ci współczuję
takich dużych strat w ogrodzie i tych kłopotów ze szkodnikami. Obawiam się,ze nic nie mogę Ci poradzić.
A ponieważ ja też lubię sobie pogadać na ogrodnicze tematy, więc skoro rękawica została rzucona...Wyjaśnię Ci swoje stanowisko i podzielę się swoim nie za długim doświadczeniem.
Tym bardziej,że jak przeczytałam – wszyscy mają podobne opinie do Ciebie.
Wyszło mi strasznie dużo tekstu – jeśli uznasz,że to niewłaściwe – kliknij pw i natychmiast usunę.
Po początkowym okresie kompletnie chaotycznego działania, zaczęłam zastanawiać się,jaki ogród chcę tak naprawdę mieć i szukać pomysłu na ogród . Sprawy stylu i kompozycji pomijam w tej chwili, a tak „czysto ogrodniczo” postanowiłam:
- sadzić tylko rośliny silne i sprawdzone ( bez nowości, rarytasów itp.)
- przystosowane do naszego klimatu (bez konieczności okrywania na zimę)
- przystosowane do warunków mojego ogrodu (piaszczysta , uboga gleba)
Oczywiście, nie zawsze byłam konsekwentna, ale zwykle kończyło się to kiepsko.
Dodam jeszcze,że do takiej decyzji skłonił mnie fakt, że ogrodem zajmuję się sama, a nie mam dwudziestu lat, chodziło więc o raczej o ograniczenie pracy, bo i tak się ledwie wyrabiam.
Na początku stosowałam nawozy sztuczne i chemię, jak większość z nas (np. na mszyce).
Ale czytając o ogrodach znalazłam koncepcję, która mnie przekonała. (dotyczy zresztą nie tylko ogrodu)
Ogród to organizm. Wszystko jest ze sobą powiązane i od siebie zależne. Jeśli panuje równowaga, organizm funkcjonuje, mimo drobnych dysfunkcji. Tzn. pojawią się szkodniki – to zeżrą je inne robaczki, jeśli gleba jest dobra (żyjąca) – silne rośliny same zwalczą choroby (albo z niewielką pomocą naturalnych preparatów).
Przeczytałam,że „ogrodnictwo w zgodzie z natura jest łatwiejsze niż przeciwko niej” i tym się staram kierować.
I po kilku latach „standardowego” funkcjonowania ogrodu jakoś tak stopniowo zaczęłam siebie i ogród przestawiać...Świadoma,że trzeba czasu, żeby równowagę i bioróżnorodność przywrócić – żeby wróciły wszelkie stworzenia małe i zupełnie maleńkie, a rośliny nauczyły się same mobilizować swoje siły.
Nie pamiętam jakiegoś specjalnego pomoru z tego okresu, mimo,że naprawdę nie mam za dużego doświadczenia i dość trudne warunki w ogrodzie.Teraz od trzech lat nie kupuje w zasadzie nawozów sztucznych ani chemicznych preparatów leczniczych.
Rośliny kupuję w takich samych szkółkach, jak Ty, czyli zwyczajnych.
Przyznaję też,że patrząc na niektóre z nich w cudzych ogrodach widzę,że te w moim nie są tak bujne, nie mają tak dużych kwiatów, są skromniejsze.
Słusznie piszesz, że nie wszystko da się wyleczyć czosnkiem. Jeśli mi się trafi coś, chorującego stale w moich warunkach , nie dostaje antybiotyku – po prostu wylatuje z ogrodu.
Tak było np. z różami – starałam się (odporne odmiany, dobra ziemia), ale co rok wracała plamistość. Więc je oddałam w dobre ręce.
Problem gliniastej, mokrej ziemi jest mi kompletnie obcy. U mnie odwrotnie – żółty, zawsze suchy piaseczek między dołkami, więc na tym się koncentrowałam. Trzeba by poszukać, jakie są metody działania w takich trudnych warunkach, jak u Ciebie.
No, ale rozumiem,że całkowite zalewanie to rozpacz w kratkę i nie ma mocnych.
Nie znam się na tym za bardzo, ale czy po 8 latach leżenia odłogiem nawet intensywnie traktowana rolniczą chemią ziemia chyba wraca do życia..? Brzozy wolą sucho , to może padały...A wierzby ? One są dobre na wilgotne stanowiska.
Te straty, które opisujesz, to jakiś kataklizm dla mnie... Nie wiem, co bym zrobiła...
A powiedz mi, czy są jakieś rośliny , które długo rosną u Ciebie zdrowo i nie wymagają zabiegów?
Oby rzeczywiście, jak piszesz, rośliny się zahartowały i żeby to nie było błędne koło z tą chemią. Czego Ci gorąco życzę! Bo, jak napisałaś – ogród ma być cieszyć, a nie być źródłem utrapienia!