Wczoraj był mocno ogródkowy dzień. Najpierw wyrwałam wszystkie nieżywe krzaczki pomidorków koktajlowych, potem zgrabiłam mega ilości uschniętych liści (zebrały się 3 ogromne worki)
posadziłam cebulowe (czytaj: tulipany, narcyze, szafirki i czosnki), opryskałam Promanalem krzaczki porzeczek w mini sadzie oraz Topisem gałązki jałowców, a na koniec podzieliłam kilka rozrośniętych host. Tak się rozpędziłam z tym dzieleniem, że wyszło 30 nowych sadzonek….będzie na wiosnę na wymianę lub handelek. Wczesnym popołudniem podjechała do „szmaragdowego” Carola i wdrożyłyśmy w życie handel wymienny, czyli ona mi 6 nowych odmian host i ja jej 6 moich świeżo ukopanych. W gratisie dostałam także kilka ostrych papryczek…jak znalazł na dzisiejszy obiadek, czyli makaron po włosku z tuńczykiem (przepis i prawa autorskie Anita1978)
Ogródkowy dzień zakończyłam miłym akcentem…w mini sadzie mam jeszcze poziomki
a na trawniku zakwitły stokrotki (nigdy ich tam nie było…musiały się jakoś same wysiać)
Aaaaaa, no i na koniec jeszcze akcja z babcią… Lekko zmęczona po całym dniu ogródkowania, stwierdziłam, że jest już późno i czas wracać do domu, bo wieczorem zaplanowana była mała imprezka u koleżanki (trzeba się przecież jeszcze wykapać, zrobić „oko” i takie tam…). Posprzątałam więc wszystkie narzędzia ogrodowe, zrzuciłam z siebie stary, „ogródkowy” dres i……jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że moje spodnie, w które właśnie chciałam szybciutko wskoczyć po prostu zniknęły ! Buty są, żakiet jest a spodni nie ma…kamfora…!!! Szukam więc na fotelu, za fotelem, szukam w jednej szafie, w drugiej szafie…nie ma!!! Pytam babci - ona nie wie, dzwonię do opiekunki babci czy czasem jak w międzyczasie była tutaj to nie widziała – nie…nie widziała. No kur zapiał… przyjdzie mi wracać do cywilizacji, czyli do domu w samych majtkach…Czas nieubłaganie leci, mi się coraz bardziej śpieszy a spodni jak nie było tak nie ma!
Po 35 minutach nerwowego szukania patrzę …są!!!! Babcia jak gdyby nigdy nic siedzi sobie wygodnie w ogrodzie pod altaną ubrana
w MOJE spodnie!!!! Żeby było śmieszniej to ona te moje spodnie (dodam że to były wąskie „rurki”) założyła na wierzch na
swoje grube spodnie dresowe…do tej pory nie wiem jak ona to zrobiła. Razem z moją mamą próbowałyśmy z ciągnąć z niej te moje spodnie i nieźle się napociłyśmy za min zlazły!!! Rany…obie śmiałyśmy się do łez a babcia patrzyła na nas ze zdziwieniem… co my robimy… będąc cały czas przekonana że to są jej spodnie. Wyobrażacie sobie…93 letnia staruszka wciśnięta w bordowe „rurki” i zapięta w pasie skórzanym paskiem!!! Do tej pory bolą mnie mięśnie brzucha ze śmiechu.