Całe przedpołudnie spędziłam na cmentarz…właśnie wróciłam i śpieszę donieść, że jest ok.
Upadająca lipa zniszczyła wprawdzie 4 sąsiednie nagrobki, ale u mnie straty prawie zerowe. Zniszczona tylko ławeczka cmentarna sztuk jeden, potłuczone znicze sztuk dwa i posadzony młody krzaczek cisa lekko nadłamany. Wszyscy przechodzący obok ludzie wprost nie wierzyli, że drzewo upadając zmiażdżyło u mnie tylko ławeczkę. Idealnie wpasowało pomiędzy dwa nagrobki.
Rano przyjechała firma zajmująca się wycinką drzew i usuwała powalony pień. Dwóch umięśnionych facetów cięło piłami drzewo a ja przez 3 godzin usuwałam połamane i odcięte gałęzie. Natomiast przez kolejne 2 godziny sprzątałam tony trocin pozostawione przez wyżej wymienionych facetów.
Jestem padnięta, ale szczęśliwa, że szkody tak niewielkie.
Idę coś zjeść i wykapać się, bo trociny i uschnięte kwiaty lipy mam dokładnie wszędzie…