W niedzielę, zamiast leniuchować do późnych godzin dopołudniowych, to ja (jak przystało na zwariowaną ogrodomaniaczkę) o godz.5:20 byłam już na nogach, a 20 minut później…w ogrodzie pieliłam, podlewałam, przesadzałam…godz.8:15 włączyłam kosiarkę…
Zafiksowałam się ogrodowo już chyba na maxa.
W tym samym czasie mój Dakar zażywał kąpieli słonecznej na porannej rosie…
Zaraz po przycięciu żywopłotu oraz poprawieniu źle ułożonej kostki brukowej…a tuż przed przekopaniem miejsca pod trawnik i posianiem nowej trawki znalazłam chwilkę na cykniecie kilku fotek…
dereń pagodowy VARIEGATA
żurawka PAPRYKA
ostatnie, trochę wymęczone kwiaty PINK FAIRY