Po za tym weekend był tak piękny, że musiałam pojechać do „szmaragdowego”. Słoneczko cudownie przygrzewało, że aż chciało się złapać za narzędzia i troszkę poogródkować. Ale połowa lutego czy to nie za wcześnie? Bardzo musiałam się kontrolować, żeby czegoś nie wyrwać, czegoś nie przyciąć, czegoś nie uporządkować….Przyroda powoli budzi się do życia i tylko patrzeć jak przyjdzie Pani Wiosna.
Zrobiłam przegląd pozimowy:
- jedna róża po zimie chyba się nie obudzi,
- trawnik totalnie zryty przez krety (chyba czas zakupić odpowiedni suplement diety dla czarnofuterkowców),
- niestety odnotowałam również straty w jednym z rododendronów (bardzo nie teges wygląda)
oraz pewne brązowienia w obwódce bukszpanowej (będzie mus wymienić kilka krzaczków)
- no i już tradycyjnie…mam basen w piwnicy