Potem na Dzień Matki dzieci zamówiły drugą turę, aby był równy szpaler szmaragdów do końca:
Radość była wielka, ale krótka. Potem w czerwcu przyszły upały.

Szmaragdy zaczęły brązowieć, zaczęłam o nie walczyć, jednak poległam. Sukcesywnie wyjmowałam z ziemi uschnięte krzaczki.
Napisałam do pana, od którego kupowałam o problemie. Dostałam odpowiedź wraz z propozycją odesłania pieniędzy lub dosłania jesienią nowych tuj.
Nie wierzyłam, a jak policzyłam, ile krzaków padło, pomyślałam sobie, ze tyle na pewno pan nie przyśle na swój koszt.
W sierpniu zaczęłam porządkować nasadzenia przy płocie, dosadziliśmy na części zamiast szmaragdów 3 śliwy wiśniowe, LM i barony.
Przypomniałam się jesienią panu mailem, wyobraźcie sobie, ze dziś kurier przywiózł 13 szmaragdów, zapakowanych jak poprzednio. Metrowe, ładny system korzeniowy, rozpakowałam paczkę i włożyłam je do pojemników z wodą. Wczoraj kopane, dziś dostarczone, jutro sadzone.
M się zadeklarował. Tylko już w inne miejsce.