Gosiu, mam dla Ciebie w końcu opis świecowania uszu więc Ci trochę wątek zaśmiecę
Zakupujemy specjalne świece (można zrobić samemu z lnianej szmatki i wosku pszczelego, ale podobno dużo zachodu, a gotowe są tanie).
Zabezpieczamy włosy i skórę głowy pacjenta przed ewentualnym spadaniem roztopionego wosku (np. w starej czapce robimy otwór na ucho). Przygotowujemy sobie w pobliżu miseczkę z wodą, patyczki do uszu i watę.
Kładziemy pacjenta na odpowiednim boku i smarujemy małżowinę uszną kremem lub wazeliną. Smarujemy również końcówkę świecy (tą którą włożymy potem do ucha – jest zaznaczona). Zapalamy świecę i posmarowaną końcówkę przez chwilę zatykamy palcem po czym wkładamy do ucha. Robimy to delikatnie, z wyczuciem, nie za głęboko by nie sprawić bólu, a jednocześnie tak by świeca szczelnie przylegała do ścianek ucha. Jeśli wydobywa nam się dym to znak, że jest nieszczelnie i musimy poprawić ułożenie świecy. Świeca powinna znajdować się mniej więcej pod kątem prostym do głowy.
Podczas zabiegu kontrolujemy spadający wosk i stopień wypalenia świecy. Topiący się wosk za pomocą patyczka lub pęsety sukcesywnie zdejmujemy i umieszczamy w miseczce z wodą.
Kiedy świeca wypali się do miejsca ok. 1 cm nad kreską – wyjmujemy ją delikatnie z ucha i gasimy wkładając do miseczki z wodą.
Patyczkami czyścimy małżowinę z żółtego proszku jaki się pojawił – uważamy by nie dostał się do kanału usznego. Po wyczyszczeniu uszu z proszku i kremu wkładamy do środka kawałek waty. Trzeba go nosić do końca dnia. W dniu zabiegu nie myć głowy ani uszu, nie wychodzić na wiatr, nie siedzieć w przeciągach.
Po wystygnięciu świecy możemy ją rozwinąć i zobaczyć jakie zanieczyszczenia „wyciągnęła” z ucha.
Świecowania
nie robimy przy uczuleniu na wosk pszczeli, ranach lub ropiejącym zapaleniu ucha.