A teraz zbiorowo odpowiem na post
Uli, Dominiki, Waldka i Megi dotyczące mojej ziemi.
Kochani, uważam, że mam bardzo dobrą ziemię, czarną gliniastą, ale nie taką, jak opisał ją Waldek "Żyzna, urodzajna, przepuszczalna i próchnicza" Matka natura aż tak łaskawa nie była

To efekt mojej trzy letniej pracy nad polepszeniem jej struktury.
Mnóstwo praco mnie to kosztowało, żeby osiągnąć taki efekt. Wszytko przebiegało etapowo. Najpierw to miejsce wyglądało tak.
Po skoszeniu trawska mogłam ocenić co tam jeszcze rośnie. No niestety okazało się, ze jest mnóstwo podagrycznika, dzikich jeżyn. Te miejsca musiałam oplewić ręcznie, centymetr po centymetrze. Plewiąc usuwałam kamienie i duże bryły gliny, która nadawałaby się do lepienia garnków. Oczyszczoną ziemię obsiewałam gorczycą, którą później przekopywałam. To była pierwsza porcja próchnicy.
Miejsca, gdzie była sama trawa mąż przekopywał przewracając ziemię, żeby trawsko w niej gniło. Jak już to się przerobiło to ja wkraczałam z widłami i to wszytko przerzucałam czyszcząc ziemię z kamieni i gliny.
Można powiedzieć, że pierwszy etap pracy był za mną. T3eraz nastał czas sadzenia roślin.
Pokażę jaka mam rodzimą ziemię
To jest ziemia z wykopów pod fundamenty. Widać, ze są kamienie i glina
a tak wygląda ziemia po przesianiu
A to są odpady
Teraz widać co wcześniej z niej wyciągnęłam.