W miarę świeżą chorobę można wyleczyć/zaleczyć właśnie w ciągu kilku miesięcy,postać przewlekła rozsiana nie wiem na ile jest zaleczalna..bo ja się z tym bujam już siedem lat (tyle się leczę,choruję znaaaaaaacznie dłużej,tylko wiadomo pogarszało się stopniowo).
Pierwsza poprawa nastąpiła dopiero po półtorarocznym leczeniu ,potem jeszcze trochę poszło do przodu a później stanęło w miejscu ,stąd decyzja o ciężkim leczeniu dożylnym ,już minęło 4,5 miesiąca jak mam wlewy - kilka dziennie . Poprawa jest ale....do normalnego funkcjonowania daleko..i nie wiadomo czy w ogóle osiągalne. Nie chciałabym siać paniki ,tak więc każdy organizm jest inny ,możliwe,że nawet może sam zwalczyć infekcję,bądź też być z nią w równowadze nie zakłócając zbytnio funkcjonowania.Również można mieć szczęście i kleszcz mógł nie być zainfekowany
Dobrze kończę swoje wywody,bo są nie na temat.
Pozdrawiam
Iza...na temat czy nie...nie ma znaczenia. To są ważne informację i każdy z nas w przyszłości inaczej do kleszcza podejdzie. Tak więc warto poruszać takie tematy bo one dają nam do myslenia.
Ja sama też kilka razy ileś lat temu wyciągalam i sobie i dzieciom kleszcze po wizycie w lesie... Na szczęście nic nikomu nie jest...ale licho nie śpi.
Jak to się mówi - uczmy się na błędach obcych a nie na swoich.
Ale to prawda, że dobrze że o tym piszesz - bo jak człowiek nie ma nikogo bliskiego nie wie jak to wygląda to często lekceważy - bo przecież "nic się nie dzieje" objawów nie ma, jak trochę olałam bo kiedyś byłam na grillu ze znajomą znajomej i pokazywała jak wygląda miejsc po kleszczu - nad kolanem - całe kółko mega czerwone - w środku białawe, naprawdę duży rumień - prawie wielkości dłoni, w dodatku była podziębiona w xczerwcu więc ja sobie zaraz pokojarzyłam że to przez tego kleszcza, u mnie ledwo kropka więc uznałam że to nic takiego.
Szczerze Ci współczuję kłopotów zdrowotnych a czy Ty pamiętasz żebyś miała na sobie kleszcza ? ja miałam tak z chorobą odkocią (jak się nazywa ? ) jak byłam w ciąży robiłam badania i wyszło że kiedyś musiałam chorować, zresztą to nawet nie dziwne bo byłam kociarą i jak mama nie widziała , brałam kota na noc do łózka, w końcu mi się ta kocica w pościeli okociła, masakra była, w domu afera ...
jak błam dzieckiem nikt o kleszczach nie słyszał a latało się na podwórku i łąkach/lasach/parkach od rana do nocy.
Chodzi Ci o toksoplazmozę ? czy bartenoloze..?
No kleszcza nikt nie pamięta tym bardziej rumienia...
Pierwszych charakterystycznych objawów też nie...
Za to wędrówki po lekarzach tak, bo dziecko nóżki bolą,kolanka,albo mięśnie albo kręgosłup,biodra kolana łokcie (stawy),głowa. Nie zdiagnozowano mnie w dzieciństwie,a objawy były dokuczliwe ale okresowe i można z tym było żyć normalnie(zwłaszcza jak się nie wie jak się żyje gdy nic nie powinno boleć).
Z wiekiem objawów przybywało na pęczki,masakryczne bóle głowy ,arytmia ,dyskopatia,co rusz zapalenia jakichś mięśni albo ścięgien,żołądkowo,sztywności stawów, na początku głównie karku,potem całego ciała. Z kleszczami miałam do czynienia już w dorosłym życiu ok 15 lat temu,po prostu wyciągałam je psu,mogłam dodatkowo się zakazić i stąd może być zaostrzenie infekcji (nie prawdą jest ,że kleszcz musi się napić by zakazić itp.)Wtedy pojawił się jeden z charakterystycznych objawów neuroboreliozy(paraliż nerwu twarzowego,leczony źle bo sterydami a przy boreliozie nie wolno....ale nikt nie wpadł na to,że to borelka) Po tym incydencie siadły kolana okropnie, ale wciąż były okresy lepszego samopoczucia. Potem ciąża ,poród i klęska totalna...Córeczka miała 2,5roku gdy się zdiagnozowałam i rozpoczęłam leczenie.
Nastąpiło 1,5 roku czegoś co nawet nie wiem jak nazwać,bo leczenie ma to do siebie,że najpierw jest jeszcze gorzej...ciągły nieprzerwany ból wszystkiego ,rzadko reagujący na środki typu choćby tramal. Przetrwałam ja i rodzina zaczęło się poprawiać, ale wciąż walczę o jakąs normalność w końcu...
Czy nastąpi ...wierzę ,że tak.Po tak długim leczeniu wciąż pojawiają się takie dni jak np. przedwczoraj gdy obudziłam się z potwornym bólem kręgosłupa,miednicy, bioder i zakwasami w mięśniach,które nie pozwalały mi wejść po schodach bez co najmniej 5 przystanków. Spędziłam dzień na kanapie w męczarniach,a poprzedniego dnia nic takiego stanu nie zapowowiadało,w tej chorobie nie idzie nic przewidzieć ,zaplanować. Dziś jest dużo lepiej.I tym optymistycznym zdaniem zakończę.
Iza. Piszę tutaj, bo tu się otworzyłaś. Znam Twój stan, ale wiem, że jesteś megasilna. I że uśmiechasz się do każdego lepszego dnia. Dobrze, że napisałaś o tym wszystkim oficjalnie, bo jednak nie mamy świadomości, jak poważne zagrożenia niesie za sobą taki niepozorny kleszcz.
Ogród to pasja która nas łączy ale poza ogrodem wszyscy mamy jakieś "inne" życie, dobrze że o tym piszesz trzeba przypominać o takich rzeczach bo je lekceważymy (lekceważę poza tym czasem trzeba się zwyczajnie wygadać
Podziwiam Cie że mając takie dni jeszcze ogarniasz ogród