Kasja przeczytałam właśnie o waszych przygodach z kuną. My też zaliczyliśmy kilkuletnią wręcz walkę z tym ładnym, ale jakże uciążliwym mieszkańcem (delikatnie pisząc, w szczycie zmagań użyłabym bardziej niecenzuralnych słów). Kuny hałasowały tak, że trudno było spać. Pukanie w sufit podwieszany było naszym stałym punktem nocnym. Wezwanie ekipy za 300 zł nie przyniosło żadnych rezultatów, rodzinka kun miała się świetnie po ich wizycie. Sygnały dźwiękowe (mocna syrena zamontowana przez męża), jakieś urządzenie specjalnie w tym celu kupione też nie pomogły. Raz jedna z kun wpadła do klatki - pułapki. Gdy znosiliśmy ją ze strychu wyła histerycznie i wierzgała - bałam się, że przez te szary nas pogryzie. Mąż wywiózł ją do lasu. Pewnie powędrowała do kolejnego domu

Naprawa ocieplenia na dachu kosztowała sporo... Ostatnio mamy spokój, ciekawe na jak długo...