Niestety cała zabawa dopiero się zaczęła. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego byłam zaskoczona, że dosłownie kilka centymetrów pod powierzchnią szarego piachu zaczynają się nieskończone pokłady żółtego piachu. No to taczka, kopanie i wywożenie. Wykpałam dołek taki, że sama mogłabym się w nim ułożyć

. A końca nie widać! Noż kurde, z takim czymś to ja nigdy nie skończę tego nieszczęsnego ogrodu!
O, tu widać co mam, takie porównanie: dołek wypełniony ziemią kupną a obok próbka "pięknego" piaseczku:
Na dodatek, natknęłam się na taką przeszkodę: korzeń monstrum, grubości przegubu sporego faceta. No niestety poległam, piła tu jest potrzebna. Co prawda chwyciłam za siekierkę, ale straciłabym sporo cennego czasu, więc odpuściłam.
Taki oto kawałek udało mi się przygotować poświęcając wczorajsze 3/4 niedzieli i dzisiejsze przedpołudnie. Realizacaja mojego jesiennego planu stoi pod dużym znakiem zapytania.
I na dodatek rozgrzebałam kolejną rabatę mając już rozgrzebane trzy inne: rododendronowa, pod małym domkiem, otoczenie rzeźby. Nawet dziwne, że eM przyjął to jak na razie ze stoickim spokojem. Chyba doszedł do wniosku, że gadanie ze mną to jak z obrazem. On się nagada a ja i tak swoje

.