Zoju, ta różnica w stylu przedogródka i tzw. zaogródka nie jest wynikiem mojego celowego działania, po prostu przedogródek już był, kiedy kupiliśmy ten dom. A zaogródek w ogóle wtedy nie istniał, był to teren tak zdziczały, że pierwszy raz obchodziliśmy nasze włości miedzami sąsiadów, bo do nas nie dało się wejść bez maczety. A po wstępnym wycięciu zarośli odsłoniły się hałdy ziemi, zwały gruzu i ten nieszczęsny, dwudziestometrowy wykop, z którym nie bardzo było wiadomo co zrobić.
Po przybyciu tutaj zajęliśmy się w pierwszej kolejności wykańczaniem domu, bo to było pilniejsze niż ogród, więc tak na dobrą sprawę zajmuję się ogrodem dopiero od zeszłej wiosny. Jak na tak krótki czas zrobione jest bardzo dużo, choć mi bardziej rzuca się w oczy to, co jeszcze do zrobienia. Sen z oczu spędza mi trawnik, a właściwie jego brak, może zmieści się w planach na przyszły rok. Staram się wpisać zaogródek w tło czyli las i łąkę, więc nie mógł to być styl bardzo formalny, taki jak przed domem.
Obydwa ogrody nie łączą się ze sobą, bo pomiędzy domem, a tym tzw. zaogródkiem jest dość długi budynek gospodarczy i strefa nieogrodowa.
Żałuję tylko, że zdecydowaliśmy się ogrodzić z tyłu taki duży teren (działka ma ok. pół kilometra długości). To ze względu na psy. Naiwnie sądziliśmy, że jeśli będą mieć wystarczający duży wybieg to nie będą uciekać. Tymczasem jak chcą to i tak uciekają, a ja mam ogromny obszar do zagospodarowania i utrzymania.

Ale czego się nie robi dla naszych ulubieńców.