Co tam burza. Akurat się nie boję, nawet lubię, a poza tym jak grzmi siedzę w domu. Przypadek, że te okna były nie na klamkę. Ale kilka lat temu nie było J przez 3 dni. To był luty i na minusie z 15, a może nawet więcej. Chciałam opróżnić kominek z 2 dniowego urobku popiołu, a w wiadrze był nie wysypany wcześniejszy popiół. Oczywiście wysypałam do kompostownika i następnego dnia miałam pożar. Za wcześnie, jakieś węgielki się jeszcze żarzyły w popiele. Nie miałam pojęcia, że kompost tak pięknie się pali. 2 drewniane pojemniki, piękne, szczebelkowe. Ponad metr sześcienny kompostu czekał na wiosnę. Ogień 3 metry w górę, a do drewutni też niecałe 3 m. Połowa 4 metrowej wysokości świerka też płonęła i kawał mojego wierzbowego płotu na zapleczu kompostownika. Do tego zeskładowane między kompostownikami plastikowe doniczki. A woda zamknięta i węże elegancko zwinięte, schowane. W T-shircie gasiłam dobrze ponad 3 godziny. Nawet nie czułam zimna. Co myślałam, że już koniec, to ogień wybuchał na nowo. Aż dziw, że straż się nie pojawiła, choć do remizy od nas w linii prostej jakieś 800 m.
Teraz trzymam kilka dni popiół w metalowym pojemniku i zanim wysypię przegarniam i sprawdzam.
____________________
Kasia