Irenko, moja wnusia miała 8 lat i zamarzyła psa. Nie było zgody na niego. Pełen dom ludzi, wtedy 2 rodziny, 9 osób . Ale się uparła. Dziadek dla świętego spokoju, wyprowadził ją na spacer na giełdę, gdzie czasami można było kupić takie bez rodowodu. Naiwny, myślał, że mu się uda. Wrócili po pół godzinie - mama daj kasę. Na odpowiedź matki, że jej nie ma, była riposta: Nie kłam, widziałam w portfelu -masz 20 zł. Pobiegła do torebki, wygrzebała pieniądze i była znów gotowa do wyjścia. Dziadek znów w tę samą drogę, myśląc, że już nie będzie po co. Ale pies był, paskudny , mAŁY, Z długą brodą. Łapki miał jak miotełki, dostał miano Frodo, po bohaterze filmu o hobbitach. No i został, wnuczka z rodziną się wyprowadziła na swoje, a pies już wtedy zawadzał. Został ze mną i moim mężem. Mąż odszedł, a ja z nim dalej trwam.
Nie kłopotliwym był psem za młodu, teraz jest bardziej złośliwy, już jest ciut głuchy i ślepawy, ale ani w domu, ani w ogrodzie mi nie psoci. No i to jest całe moje zdrowie, bo mnie 4 razy dziennie na spacer wyprowadza.

Teraz gorzej, bo jestem w zamknięciu, i on też rzadziej wyprowadzany, ale wytrzymujemy. Nie ma wyjścia.