Po tygodniu wspaniałej pogody i wypuszczaniu różnych pąków i pączków, już widać straty w ogrodzie.
Róże - wszystkie do wycięcia do samej ziemi, czyli do wysokości kopczyków, poza Kardynałem Richelie i Rose de Resht. Wcale nie z dlatego, że rosły w jakimś zacisznym miejscu czy były lepiej obsypane, widocznie te są najbardziej wytrzymałe. Najbardziej szkoda mi pnących, będą z początku gołe kratki, ale mówi się trudno.
Wielka klęska to aleja głogów, z 16-tu drzewek zostały 2, słownie: dwa drzewka żywe. Reszta sucha jak pieprz. Zachorowały już latem no i wygląda że padły. Prawie dwa tysiaki w plecy. Trudno mi powiedzieć w tym przypadku - no trudno. Zastanawiam się, jak się udaje w praktyce reklamacja roślin w takich przypadkach. Zawsze można powiedzieć że były źle posadzone, miały za sucho, za mokro, etc. Tyle, że z żadnymi drzewami czy krzewami nie miałam takiego problemu, jedynymi przyczynami "wypadnięcia" były nornice - zjadły młodą gruszę i dwie jabłonki.
Poza kwestiami niemiłymi, są i pozytywy:
Od wczoraj stałam się właścicielką niespełna metrowej wysokości oczaru, który na wszystkich gałązkach ma śliczne żółte kwiatuszki, na razie został zadowołany razem z donicą. Będzie gwiazdą żółtej co do zasady rabaty, od zeszłego roku skopana, jeszcze nic tam nie rośnie.
Miejsce na rabatę jekyllową skopane przez mojego syna, taki to będzie miało kształt:
Myślę intensywnie nad obsadzeniem, mają tam być rośliny, które stosowała Gerturda Jekyll, ale mylicie się, jeżeli uważacie że sadziła tylko angielskie zwiewane pastele, o nie! Ja jednak będę się ograniczać do bieli, szarości, różu i lila-błękitów. Ławka będzie stała na tej pełnej ścianie, naprzeciwko tego dłuższego brzegu, po lewej stronie na zdjęciu.
Pojawiły się najpierwsze,niziutkie żółciutkie narcyzki - miniaturki:
Z rzeczy żółtych:
Tydzień temu przytulaly się jeszcze do ziemi, a dzisiaj...
Poza tym wydaje mi się, że wokół jest mnóstwo siewek tego ciemiernika.
Pojawiła się serduszka: