W moim ogrodzie generalnie większość roślin może swobodnie prowadzić pełny cykl rozwojowy. Przy tej powierzchni ogrodu niewiele jest roślin, które po kwitnieniu ścinam lub usówam. Tulipany i narcyzy chowają się w innych roślinach lub zbieram jak widzę, że liść już swobodnie leży na ziemi oderwany od cebulki. Niezapominajki jak już czernieją i nie kwitną wcale. Naparstnice jak wysypią nasiona, orliki podobnie. Najwcześniej pod nożyce idą łubiny bo nie podobają mi się wcale po przekwitnieniu, ale nim zetnę to i tak zdążą wysypać część nasion. Reszta praktycznie zostaje bez cięcia do wiosny.
Z nasion i owoców zimą korzystają ptaki i gryzonie. Ogród tętni życiem. W naturze nikt nie sprząta roślin po kwitnieniu i sobie same radzą.
W tym sezonie po raz pierwszy nie oczyściłam z suchego tryton. Pięknie sobie poradziły i tylko z miesiąc to suche mi przeszkadzało. Teraz już nie. Mam trzy kępy, jedno popołudnie schodziło na ich czyszczenie w dwie osoby. Wielkie są

Teraz już chyba tylko jesienią zbiorę zeszłoroczne liście z nich bez zabawy w przycinanie zaschniętych końcówek. Do tego obserwuję,że te zaschnięte liście ułożyły się dookoła rośliny w rozetę czym dalej od rośliny bardziej opadając w dół tym samym chroniąc korzeń przed nadmiarem wody , która odpływa dalej od korzeni. Czyli natura ma sposób jak sobie z nadmiarem wody poradzić