Się muszę wyżalić... Wczoraj miałam "spięcie" z sąsiadem zza płota (z tym po gorszej stronie). Ostatecznie stwierdziłam, że "głupich nie sieją, sami się rodzą" a on naprawdę nie jest całkiem zdrowy psychicznie. Nie kłóciłam się, bo po co. Ale efekt jest taki, że już wczoraj wycięłam wilce z tej jego strony. Dzisiaj wytnę 3 kobee. Bo oni (z matką mieszka) nie życzą sobie, żeby te pnącza wystawały chociaż centymetr na ich stronę ogrodu a już nie daj boże kwiatki tam spadały. Oczywiście mamy również obciąć te tuje które dosłownie 5 cm wychodzą na ich stronę ogrodu i to oczywiście od swojej strony bo nas nie wpuszczą. Chciałabym zrobić tak jak KasiaBawaria - do pnia z ich strony i już. Od pnączy na płocie mogą oślepnąć bo już kiedyś (nie wiem kiedy) tak mieli że matka oślepła od pnącza na naszym płocie.
Powiedziałam, że to wszystko zrobimy, wytniemy, wywalimy, niech mają. Tylko bardzo grzecznie poprosiłam, żeby w takim razie coś zrobił żeby mi ich maliny nie przełaziły pod płotem na moją rabatę kwiatową... No i wtedy zaczął się... SZAŁ... Myślałam, że mu uszami dym wyleci, ale udaru dostanie. A co się o sobie dowiedziałam... to sama nie wiedziałam że tak mam

Straszenie urzędami i bóg wie czym jeszcze. W sumie jak sobie o tym teraz myślę to... biedni ludzie... jedyna radość jaką mają to robienie na złość sąsiadom (bo jesteśmy ostatnimi którzy jeszcze im zostali do skłócenia się).
No co zrobisz jak nic nie zrobisz - wytnę, utnę. I mam w planie matę na płot dać od ich strony bo mimo mojego współczucia do nich jednak nie mam ochoty oglądać ich twarzy na co dzień przy płocie

A maliny... jak się wkurzę, chociaż nie chcę, to po swojej stronie roundapem poczęstuję i... trudno.
No musiałam. Już mi lepiej.
Przykro mi właściwie tylko z dwóch powodów - po pierwsze, że moi rodzice, którzy są już w wieku raczej sędziwym - przejmują się tym. A po drugie, że moja rabata - stworzona w tym roku i dla mnie najfajniejsza w ogrodzie - jest właśnie przy ich płocie...
Tak czy inaczej - miłego dnia wszystkim