Wczorajsza kuracja zalegania z kotem na kanapie bardzo dobrze na mnie zadziałała. Dzisiaj zabrałam się za cienistą/orzechową

Myślałam, że zgrabię orzechowe liście, zrobię dołki i wsadzę kalinę z grabami, a resztę prac zostawię na przyszły rok. O ja naiwna...
Miejsce po przyczepie okazało się prawdziwą puszką Pandory. Na działce obok rośnie sobie od kilku lat pokaźne poletko pokrzywy, z którego do tej pory byłam bardzo zadowolona. W końcu to niezła wygoda, kiedy ma się materiał na gnojówkę na wyciągnięcie ręki

Nie pomyślałam, że pod przyczepą, gdzie utrzymywała się wilgoć, pokrzywy będą miały idealne miejsce na rozrost korzeni... Nie korzonków jak perz czy krwawnik, ale koszmarnej pajęczyny, grubej, gęstej i wyjątkowo trudnej do usunięcia. Ostatecznie musiałam przekopać i przebrać sporą część rabaty. Tegoroczna różanka, na którą tak narzekałam, to był pikuś
Wyciągnęłam taczkę gruzu (nie wiem skąd się tam wziął) i drugą korzeni. Sadzenie zostawiłam już sobie na jutro, bo się ciemno zrobiło.