A moje czerwonozawijkowe mają uschnięta liście. Część zimozielonych paproci ładnie przetrwała mrozy bo zdążyłam je nakryć czym się dało, wiadrami, dużymi donicami...
Czekam na ułudkę u siebie bo jeszcze się nie pokazała
Sama jestem zaskoczona jak po cięciu szybko ruszyły te trawy. Ale w innym miejscu jeszcze nie cięłam i nie widzę takiego postępu.
Dziwię się że twoje brachtrichy powoli przyrastają. Może mają zbyt ciężką glebę? One lubią przepuszczalne podłoże. Jak im przygotowałaś miejscówki?
Magarku, no muszę z ciebie brać przykład w kwestii oswajania dzikiego zwierza i czasem zamknąć buzię i zachować przemyślenia dla siebie a nie gadać z kotem jak zdziwaczała staruszka
Transporter mocno odkażałam po ostatniej wizycie z moją pannicą w weta, bo eMuś nie wyjął z niego podkładki. Dwa dni chodziłam po pracowni i szukałam źródła tajemniczej brzydkiej woni aż się zorientowałam, że eM przyniósł kota od weta, kontener postawił na piecu w kotłowni i olał temat. Podkładka była zasikana ... więc wszystko wokół zaraz też śmierdziało. A że obok stoją śmieci segregowane i kuwety to myślałam że może coś tam. Wyczyściłam wszystko na błysk zanim się zorientowałam że to kontener.
Reasumując przydługi wywód: kontener nadawał się do gruntownego odkażania Więc raczej żaden zapach tam nie został po moich zabiegach
Kolejne polowanie zaplanowane na sobotę
Asiu, mi do śmiechu nie było w danej chwili. Później może już tak Okulary czekają na zawiezienie do naprawy bo boję się sama je przyginać żeby nie pękły. Opuchlizna spod oka już niemal zeszła, choć kość pod okiem jeszcze boli jak się ją naciśnie. Zadrapania też jeszcze kilka dni ze mną zostaną. No chyba, że w sobotę zaliczę kolejne sznyty z pola walki
Goś, kotka bardziej tolerancyjna, bo jak to ona, "olewa" temat. A Maleństwo, jak to kobieta, bardziej zainteresowana facetem. Facet fuka na nią bo jej się chyba trochę boi, nie dlatego że ją przegania. Często wbiegają razem do domu i to raczej ON jest wtedy goniony
Alicjo bardzo współczuję walczących ze sobą kotów. Moje też na początku walczyły ze sobą. Teraz jest zawieszenie broni, choć często też jest gonitwa, prychania i fukanie. Ale już spokojniej. Podzieliły między siebie teren domu i spotykają się tylko przy jedzeniu. A że mają wredną Panią, to mają wspólne miski, przy których "muszą" się pogodzić
Bardzo jestem ciekawa czy uda ci się uspokoić twoje koty. Długo już tak walczycie? Moje przez chyba 7 lat się nie pogodziły. Choć obecny stan jest dla mnie już akceptowalny.
Czego ci gorąco życzę
Ja swoich paproci niczym nie okrywałam. Miały jedynie naturalną warstwę igieł, bo niczego nie czyszczę jesienią. Może one pod tymi wiadrami zgniły a nie zmarzły? Miały za mało dostępu powietrza?
Nie, były tylko kilka dni jak były duże mrozy jesienią.
Mam dwa rodzaje tych paproci:
Dryopteris erythrosora i dryopteris lepidopoda.
Ta druga jest delikatniejsza i jej liście zasychają na zimę. Później puszcza nowe ale nie jest u mnie zimozielone jak erythrosora.
Moja miska tez byla pełna wody ale podczas mrozów koreczek sie zmniejszyl i wypadl dolem, wiec w misie zostaly nie uprzatniete jesienia rosliny, liscie itp. ogolnie breja. Wyczysciłam w niedziele ale nie wyplukalam, bo jeszcze nie odpaliłam wody ogrodowej. Chociaz pewnie deszcze same opłucza. Po sprzataniu wszystko włacznie z Wiciem uwalane byla rdza bo ten mały wiercidupek wszedzie musi nochala wsadzic.
dzis za oknem znowu plucha i chmury, az sie nie chce. nakrylabym glowe kolderka i poszla spac