Martka, ostatnio właśnie zaczynam dostrzegać także szczegóły i skupiać sie na nich. Ogród jest dość duży i nie ma opcji, by szybko mieć wszędzie busz, zatem dostrzegać zaczynam te miejsca, które są bliskie ukończenia (?!) i sie nimi zachwycać .
Za sosnami w ogrodzie nie przepadam. Wyglądają dobrze do pewnego momentu, potem dolne gałęzie sie zwieszają i wyglada to smutno i tak jakość żałośnie... Trezba je usuwać i na jakiś czas to wystarcza, a potem powtórka . No i szyszki... teraz jest ich masa... I żółty pył... No, ale są i robią klimat w ogrodzie, dają cień wiec je akceptuję .
Judith, "bliskie ukończenia" i znak zapytania, hahaha, podzielam, bo czy istnieje coś takiego jak rabata dokończona, to pytanie mnie ostatnio nurtuje Patrząc na dojrzałe ogrody jak u Milki i wiele innych myślę, że może w tempie nieco innym, ale wciąż będziemy coś zmieniać Dosadzać, potem wysadzać. Dobrze jest jednak osiągać takie stany pośrednie zadowolenia, u Ciebie wiele wskazuje na nie "Nacieszać się" ogrodem. Miałaś kiedyś chwile ogrodowego zniechęcenia? Ja tak czasem mam, gdy nastąpi seria porażek i strat roślinnych. Sylwia z Doliny zawstydza mnie, jak szybko można się z tego podnieść, ale mimo wszystko nie jest to dla mnie proste.
Bardzo ładne masz widoki ogrodowe. Podziwiam mimo tych żółtych wstawek. Chętnie bym posiedziała na ławce, albo pod drzewkiem łapiąc cień w te upalne dni.
Stipa też super i niedługo zacznie pełne kwitnienie. Bardzo lubię tę delikatną, zwiewną trawkę. Kiedyś tak mi się wysiała, że walczyłam z nią jak z zielskiem
Milunia, żółte wstawki są konieczne .
Stipa już zaczyna kwitnienie i dzieki temu wyglada jeszcze bardziej słodko .
A z wysiewaniem jest taki klopot, ze sie wysiewa z dość dużym rozmachem . Cieszyłam sie, ze werbena mi sie wysiała do chwili, gdy zobaczyłam, ze sie skubana wysiala ne tylko na właściwej rabacie, ale i na okolicznych. Właśnie kilka dnie temu usunęłam kilkaset siewek z niechcianych miejsc . Ze stipa będzie pewnie to samo. Zobaczymy za rok czy bardziej będę sie cieszyć, czy wkurzać .
W ogrodzie nie napinam się. Rabaty powstają dość wolno. Z różnych powodów: a to fundusze przeznaczone były na inne cele, a to brak wiedzy czy wyczucia w kontekście kompozycji roślin. Dlatego zaczęłam od prac, które nie wymagają powyzszego czyli od organizacji przestrzeni . A potem rabaty zapełniały (i dalej zapełniają) się POWOLI.
I to być może jest powod, dla którego nie było u mnie okazji do ogrodowego zniechęcenia...? Nigdy takowe u mnie nie wystąpiło. Inna sprawa, ze nie miałam nigdy poważniejszych strat roślinnych. W tym roku przemarzła mi jedna trawka ice dance i kilka lawend oraz grzyb uszkodził mi ładne trzmieliny, a w zeszłym choroba brzoskwini pozbawiła mnie owoców. I to właściwie wszystkie straty . A - zdarzyło sie kiedyś, ze grad zrobił dziury w funkiach. I kret mnie wkurzał, ale właściwie żadna roślina nie ucierpiała, wiec luz. Poza tym chyba sie przeprowadził do sąsiada . Nie potrafię natomiast przewidzieć, swoich reakcji po czyms takim, co spotkało Sylwię...
Acha - i pracuję w ogrodzie, gdy mam chęć. Tyle, ze mam prawie zawsze . Jak pisałam u Juzi - muszę mieć melodię do pewnych prac. Jak nie mam melodii do pielenia kólka to go nie pielę i robię coś innego. Ale tez dbam, by efekty mojej pracy nie szły na marne, wiec np. tam, gdzie już wypielilam - kładę od razu kartony.
Podsumowując - praca w ogrodzie to dla mnie wyłącznie przyjemność. Nawet ciężkie (zrywanie darni) czy nudne (pielenie) prace są przyjemnością bo efekty są natychmiastowe. Oczywiście są prace, które lubię mniej jak np. sadzenie roślin (tu zgadzamy sie z Milunią ) czy opryski (tu angażuję małżonka ).
Ogolnie rzecz biorac ja w ogrodzie to inna ja. Na co dzień jestem ponurą pesymistką, a w ogrodzie pogodzoną z okolicznościami przyrody i pełną werwy i radosci istnienia dzierlatką .
Jedno krótkie pytanie, a ja tu z elaboratem... .