Doceniałam, bardzo. Jak dorosłe dzieci się wyprowadziły. Naprawdę było mi dobrze. Nie miałam syndromu pustego gniazda. Nic a nic.
Potem po zawirowaniach w związkach wróciły. Najpierw córka, potem syn
Długo nie mogłam się przyzwyczaić, że znów mam pełny dom
Taki los matki. Przygarnąć, ukochać, pocieszyć. Bez znaczenia czy małe czy dorosłe
No, tak. Ale Judith, tu zaangażowanie matki jest mniejsze, trzeba wierzyć tylko w mądrość dziecka, podejmowanie słusznych decyzji. Nie musisz pamiętać, żeby wzięło farby do szkoły, stroj w kropki, wloczke, pieniądze na kino, stroj na akademie, zeszyt, bo się skończył itp., a jeszcze zajecia dodatkowe... I to wszystko x3. Jest trochę lżej, choć inne zmartwienia dochodzą, ale mamy mniejszy wpływ na to. Popraw mnie, jeśli jest inaczej. Ja już jestem zmęczona. Czasami myślę, że gdybym nie pracowała, byłabym bardziej rozgarnięta. Ehh.
Aniu, pięknie napisałaś. Taka mama jak Ty to skarb, Twoje dzieci na pewno to wiedzą❤️
Mieć, gdzie wrócić po perypetiach miłosnych, do mamy, która zrozumie i wesprze - bezcenne. Chyba jest tak, jak mówisz, taki los matki. Ja czuję, że do ideału mi daleko, ciągle odzywa się we mnie egoizm.
Rabatka posunęła się o krok dalej. Te plyty położone dalej są pod znakiem zapytania, bo nie wiem, czy poszerzać dalej czy zrobić wąskie połączenie. Nasadzenia mają wchodzić aż do tuj, sesleria będzie się ciągnęła dalej. Stip tu nie będzie. Roze chce poprzelatac z cisami. Jeszcze myślę o pasku z berberysów, a a za nimi red baron. Chcę pozbyć się czerwieni albo dać jej jeszcze jedną szansę i zrobić pasek z berberysów i red baronów w tym nowym miejscu.
Spokój bezpowrotnie tracimy w chwili zostania rodzicem...
Jednak na różnych etapach życia ten spokój jest zaburzony na różnych poziomach. Przy maleńkim dziecku jest to głównie ciężka fizyczna praca, a w sferze emocji następuje totalna rewolucja, bo najlepsza, najmądrzejsza książka, najmądrzejsze rady nie przygotują nas do rewolucji w życiu, jaką jest pojawienie się dziecka. Trudny temat...
Z czasem to zaangażowanie czysto fizyczne ewoluuje w to o czym piszesz: codzienna obsługa i związane z tym zmęczenie, ciągła tęsknota za chwilą spokoju. Gdy dziecko staje się samodzielne, odzyskujemy czas, ale problemem jest właśnie to, ze mamy mniejszy wpływw na to, co się dzieje. To nie plus, to minus. Konieczny minus, ale dla rodzica to trudne, a w problemach wieku dorastania nie pomoże przytulenie, jakie pomagało przy rozbitym kolanie... Problemem jest także to, ze taki młody człowiek nie zawsze (a nawet rzadko) chce naszej pomocy, a serce nasze krwawi... Nastolatek jest istotą z innej planety .
Jakie są kolejne etapy wiem tylko teoretycznie czyli nie wiem .
Wiem jedno - przy emocjonalnym zaangażowaniu, wszelkich problemach teraz, z rozrzewnieniem i rozczuleniem wspominam młody wiek dziecia jako czas prosty i nieskomplikowany . Gdybym mogła cofnąć się w czasie i powiedziec to sobie samej z tamtego czasu, może byłoby mi wtedy lżej. A może i nie, człowiek to istota pokręcona .
Zamartwianie się i niemoc rodzicielska to i mnie dopada uwierz, choć może skala problemów jest inna. Ale zaangażowanie jest mniejsze, a mnie właśnie męczy to zaangażowanie fizyczne. Ale dzieci coraz większe, będzie lżej. Moja mama mi wciąż to powtarza