Ogólnie to milczący tu jestem, bo ostatnie dni mnie dołowały. Głównie przez pogodę, deszcz i wiatr.
Przez te opady deszczu zdecydowałem się zrobić oprysk na zarazę na pomidorach, które wcale nie obsychały. Non stop mokre! A potem patrzę mszyca się pojawiła
Do tego mszyca na rozchodnikach, lubczyku i wielu innych. I nie bardzo jak było zrobić oprysk. A dziś z rana za późno wstałem. Tak samo podejrzewam przędziorki na grabach, a liście platanów, brzóz, czy nawet magnolii mają dziury, jakby gąsienice żerowały.
Trawnik, to kolejny dołek. Jak już ruszył i zniknęły pasy od nawozu, to pojawił się grzyb. Czerwone plamy w paru miejscach. I znowu pryskać?!
No i moja ogromna wtopa... urżnąłem orzechowi gruby korzeń, naprawdę gruby. Bo rósł płytko pod "nowymi" grządkami. Myślałem, że drzewo bez niego sobie poradzi. A niestety lecą liście i małe orzechy. Jak to drzewo padnie, to mam przerąbane... Modlę się, że jednak orzech tak walczy ze stresem i przeżyje.
Podsumowując, gdzie nie wyjdę na ogród tam jakiś problem. Wszystko mnie drażni i dołuje. Też tak macie???