To było wiele lat temu. Wszystkie bohaterki od co najmniej 10 lat już nie żyją. Ale często ten uciekający martwy rosół wspominały i zaśmiewały się.
Powiem ci, Aniu, że skubanie kury to pestka przy skubaniu bażanta. Raz mi się trafiło i nigdy więcej.
A jeśli chodzi o mężów... Mama mojego była lekarzem i została dawno temu postawiona w sytuacji wykorzystania umiejętności, których jako alergolog nie potrzebowała, ale mieć je musiała.
Otóż eM kupił kiedyś na święta karpia, żywego. To było w czasach głębokiej komuny i zakupy robiło się takie jakie było można. Do świąt było kilka dni, karp zajął wannę. Jak przyszedł właściwy czas mój wspanialec wyłowił rybę z wanny, pozostawiając mamie konieczność posprzątania nieco mokrej łazienki, bo łatwo nie było. Karp jakby wiedział co go czeka. Em postanowił użyć tłuczka do mięsa. Trzaśnięty karp zwiał pełen życia na podłogę. Także obuszek od tasaczka okazał się za lekki. Em stwierdził, że nie da rady zabić ryby. Tu wkroczyła mama zaopatrzona w skalpel i problem rozwiązała jednym cięciem. Zapowiedziała przy tym, że następnym razem jak jej jedynak przytarga jakieś żywe mięso, to ona skalpela użyje, ale nie na zwięrzęciu.
____________________
Kasia