Oj Ania, Ania. Pozytywnie zazdroszczę, że tak gładko z mężem poszło. Totalnie nie spodziewałam się takiego wpisu i aż dwa razy pogrubione zdanie czytałam.
P.S. Coś kojarzę, że Ania z wątku Nowa działka… miała kury w tunelu zimą zamiast w kurniku. Może dopytaj u niej. Mając takie kury już czekające na kurnik mąż się by szybciej z budową sprężył.
Nie chcę go naciskać bo uzna że go zmuszam. To musi być łagodne podejście żeby się zgodził traktować kury jak pupilki i żeby nie myślał o nich jak o obiedzie. Jeśli nie zmieni podejścia to będzie trudno go przekonać
To by było to miejsce gdzie trawy widać.
Kurnik własny to fajna sprawa. Jakbym była młodsza też bym chciała, a tak mam we wsi 2 miejsca gdzie mogę kupić jajka, a trzecie na targu.
Czytam jak miło o tych kurkach piszecie i ten biegający rosół, który mnie do łez doprowadził, sprowadził też pytanie... Przecież kury nie żyją wiecznie. Kiedyś trzeba będzie decydować o zakończeniu życia takiej „królowej jajek”. Kury się starzeją i przestają się nieść. Kupisz nowe nioski. A stara kura na rosół się nie nadaje. Co wtedy z „emerytkami”, bo kurnik przecież nie z gumy.
Potrzebuję więc więcej informacji bo zadawałam sobie te same pytania. Syn wyczytał że taka kura żyje 5 lat. Nie jestem w stanie zabić kury ale pamiętam jak moja mama mi opowiadała że zawsze łzy jej leciały jak musiała zabić kurę. A najbardziej serce krwawiło jak musiała zabić kaczkę. Mówiła mi „obyś nigdy nie musiała być w tej sytuacji”.
Nie mam na to jeszcze pomysłu. Na szczęście nie mam jeszcze kur więc mogę wszystko przemyśleć. Do tego obserwuję Kasię in a ona też nie ma zamiaru zabijać swoje kury więc ciekawe jak ma zamiar to rozwiązać.
Mój Tato w stanie wojennym kupił kurczaki bo wiadomo jakie były czasy. Kury zabijał sąsiad. Później sąsiad umarł, Tato do zabijania się nie mógł przemóc i niektóre kury dożyły połowy lat 90tych chodząc sobie swobodnie po górnym Sopocie PRLowskie kury żyły na pewno dłużej niż 5 lat
Odnośnie kur i kurników doczytajcie czy na pewno możecie je mieć. Ja mam działkę letniskową i podobno nie mogę. Do tego coś mi z tyłu głowy śmiga, że weszły/mają wejść w życie jakieś przepisy dot. uprawy drobiu i stosownych uprawnień do tegoż. Nie wiem czy w tym natłoku informacji dobrze kojarzę, ale myślę, że warto doczytać. Może Sylwia Szmaragdowa wie coś więcej.
O jeżu!! Gratuluję męża i czymam kciuki
Ani ja ani mój mąż nie zabijaliśmy kur, tylko używaliśmy ich jajek. U nas problem z kurami rozwiązał jednak lis, no nie wiem czy mam Ci go życzyć? Jestem jak rozdarta sosna Żeromskiego
Tak, jakieś ograniczenia są. Jeszcze dokładnie nie wiem ale Kasia in też o nich wspominała. Chyba chodzi o ilość kur. Pocieszam się że nasz sąsiad odkąd pamiętam ma kury i ptaki w wolierze więc chyba można. Jego zięć pracuje w UM więc muszę się ich dopytać.
Wątpię abym miała w okolicy lisy bo to obrzeża miasta i żadnych lasów w okolicy a raczej rozbudowująca się dzielnica. Bardziej kuny. Kiedyś to i zająców było sporo ale ich liczba chyba się zmniejszyła bo dawno nie widziałam a lubiły wieczorkiem po ulicy łazić. Za dużo psów się na robiło a obok mnie jest plac zabaw dla psów i wszyscy z osiedla tu z nimi przychodzą. Dlatego lisa raczej nie spotkam tylko te kuny paskudy
Od rana gadamy z mężatym o kurkach. Nadal nie może się nastawić że nie będzie można ich zjeść ale kombinuje gdzie by ten kurnik jeszcze ustawić by sąsiadom zapach ewentualny z niego nie przeszkadzał. Pomyślałam że tak jednego koguta i 5 Kurek byśmy mogli mieć