Zbyszku - masz całą zimę na ostrożne pertraktacje...
Marzenko - farsz jest z samych najprawdziwszych prawdziwków własnoręcznie zbieranych (zapasik z ub. roku miałam). W dodatku gotowałam je w niewielkiej ilości wody, aż do odparowania wywaru, więc aromat był........... ach! Ale następną porcję ugotuję normalnie (dzień przed Wigilią), wywar idzie do barszczu, a czapeczki posiekam do kapusty z grochem...
A nie łatwiej by Ci było Marzenko zrobić teraz spokojnie uszka i zamrozić, zamiast mrozić sam farsz i męczyć się w Wigilię? Bo to jednak jest straszne dziubdzianie - ja te 200 uszek (chyba...) łącznie z wyrobieniem ciasta i posprzątaniem robiłam 3 godziny...