E, dwadzieścia lat temu to już full wypas ciuchów ślubnych był na rynku

W roku 1983 ubranie się do ślubu (no, wówczas do dwóch ślubów: cywilnego i kościelnego) - to był wyczyn!

W sklepach nie było prawie nic.
Dostalismy zaświadczenie z USC, że obywatelka taka to a taka i obywatel taki to a taki zamierzają zawrzeć związek małżeński

Po co? To był taki
talon do sklepu Młoda para (u mnie w Warszawie, nie wiem, jak w innych mioastach), gdzie można było kupić odzież ślubną

Ale tylko osoby posiadajace owo zaświadczenie

M. nabył tam koszulę i pantofle. Nigdy ich więcej nie założył, bo cisnęły go okropnie
Ale jak te braki na rynku pobudzały inwencję twórczą!

Miałam suknię ślubną z przecudnej koronki kupionej w Pewexie, za dolary, kupione pokątnie (bo handel obcą walutą był nielegalny)

Ciotka - krawcowa mi uszyła. A że materiału na halkę dostać nie mogłam, mama poświęciła zupełnie nowe prześcieradło z bawełny, która po wykrochmaleniu idealnie spełniała swoją rolę
A do cywilnego miałam modną wówczas sukienkę ze złotą nitką

Pamięta ktoś jeszcze tę modę?

))))))))
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.