Widziałam oczywiście Vermeera - on z resztą jest głownie w Hadze, no i oczywiście w Rijks Museum, ale kilka niezłych egzemplarzy także poza Holandią. Barwy w malarstwie to jest zawsze trudna sprawa, zwłaszcza w malarstwie olejnym. Wiadomo, że z latami obrazy ciemnieją i taki np. Rembrandt, ceniony w naszych czasach za te przyćmione, ciężkie barwy, po zdjęciu wszelakiego brudu i kolejnych warstw konserwacji okazuje się być całkiem wesołym malarzem

. Z Vermeerem jest jeszcze gorzej. Już współcześni kochali go za błekity i żółcie, których tajemnicy nigdy nie zdradził. Niestety spotkało go to samo co innych - kolor nie przetrwał w pierwotnej formie. Dlatego dziś tak trudno powiedzieć i w zasadzie wszystko zależy od konserwacji. ALe na pewno nadal widać niezwykłość tych barw - głębię, niuanse, miękkość, jednym słowem mistrzostwo. To przecież właśnie kolory powodują, że zwykła mleczarka jest arcydziełem. No i jak można to opisać? Nie można! Trzeba zobaczyć. Wpadnij i zobacz sama. Ode mnie do obydwu muzeów nie jest dalej niż po 40 km.