No to rozwinęła się nam powazna dyskusja. To ja coś co usłyszałam kiedys od mądrego księdza. Rozmawialiśmy o trudach życia i różnych takich sytuacjach życiowych. Dyskusja była ostra, bo poparta życiowymi przykładami. Stwierdziliśmy, że ludzie obdarowywuja innych z różnych powodów. Dają, bo muszą. Dają, bo tak wypada. Daja, bo im zostało. I tylko nieliczni robią to z potrzeby serca. I wtedy na koniec powiedział mi, że większą radością jest dawać niż brać.
Tak, to prawda, przynajmniej w W-wie.To samo dotyczy Domów Samotnej Matki. Bywa, że mają nadmiar zabawek i używanych ubrań, ale nie mają pampersów dla dzieci albo naczyń stołowych. Pomoc tego rodzaju instytucjom jest trudna, bo powinna być celowa, skupiona na potrzebach placówki, a ludzie próbują oddawać tam rzeczy, których juz nie potrzebują, i są czasami urażeni, że nie budzi to entuzjazmu. A tam po prostu potrzebne jest co innego.
I całe szczęście, bo przez ten zdrowy egoizm czasem ktoś komuś da albo pomoże. Zdrowy egoizm, bo przeciez właśnie dlatego, ze taką radością jest dawanie, tak wielu ludzi pomaga innym. W pewnym sensie robią to też dla siebie. I bardzo dobrze
Ja też! I pakować uwielbiam. W tym roku jest 11 osób na Wigilii i każdy każdemu ma kupic prezent. I ze względu na ilość nie będą to jakies wypasione prezenty. Za to skupiamy sie na pakowaniu! Sama jestem ciekawa jak ten stos pudełek będzie pod choinką wyglądał. Każdy ma zapakować 11 prezentów! Razy 11! O Matko, za słaba z matematyki byłam
Wow! Fajnie
U Nas prezenty dostają tylko dzieci. Tak ogólnie w całej rodzinie.
Ale ja zawsze daję jeszcze prezenty rodzicom no i M. oczywiście
A rodzice odwdzięczają się...kopertami...heh
Wolałabym te 11x11 prezentów pod choinką. Skromne, ale od serca.
Może w przyszłym roku ogłoszę akcję prezentowania
Tak się zastanawiam my mamy niedaleko dom samotnej matki i tam czasem zanoszę żywność i zabawki, z których wyrosły już dzieci. Oczywiście czyste i sprawne, zeby były radością. Myślę, że dzieciom i to jest przydatne, przecież z autopsji wiem, że czasem z szuflady pełnej drobiazgów dziecko wybiera sobie nieraz jakąś jedną upatrzona rzecz i nosi ze soba i czuje się szczęśliwe że to ma. No ale wybór musi być. Ja bym Agato zawiozła jednak zabawki do domu dziecka, moze znajdzie sie wśród nich coś co sprawi przyjemność. A tego,czego mieszkańcom tych miejsc najbardziej brakuje ,szczerego zainteresowania, miłości bezwarunkowej poczucia, że jest sie dla kogoś naprawdę ważnym...Żaden z miłych gestów nie da nawet namiastki niestety...
Agatko, to będzie fenomenalny widok!! mam nadzieję, że to uwiecznisz, bo czasami opakowanie fajniejsze od prezentu
Święta zapowiadają się u ciebie wspaniale
prawda, prawda... Wiesz, tu w Holandii wiele rodzin adoptuje dzieci z najbiedniejszych krajów świata. Często widzi się takie rodziny - biali rodzice, białe jedno, dwoje czasem troje dzieci i jedno lub dwoje o ciemnej skórze. Kiedyś rozmawiałam z dorosła już dziewczyną, adoptowaną z Wietnamu. Ona nawet poznała swoich prawdziwych rodziców, ale na prawdę kochała tych przybranych holenderskich. Była szczęśliwą osobą. Na taki dar stac , w sensie psychicznym, niewiele osób. Sama sie wiele razy zastanawiałam czy dała bym radę. I nie wiem. Podjęcie takiej decyzji jest bardzo trudne. ALe wielu ludzi to robi.
A zabawki dzieciom zawsze się przydają tylko miejsce właściwe trzeba znaleźć. Pewnie w Warszawie mają nadmiar, ale gdzies daleko mniej. Poszukamy