A, dzień dobry

Mój były już ogródeczek odwiedziłam w styczniu i ku mojemu zaskoczeniu radzi sobie doskonale w swojej dzikiej postaci. Niby tak właśnie miało być ale miałam wątpliwości jak to będzie w praktyce. Teraz jest to ogródeczek Pana Amerykanina, który ma dwa krzesełka i stoliczek w stylu retro i sądząc z ich ustawienia napawa się w sezonie (no, bo przecież nie w styczniu) widokiem mojej lawendy, budleji i łanów smagliczki nadmorskiej. Sprytna ta roślinka po dwóch latach opanowała wszelkie dostępne wolne miejsca oraz szaleje w gazonach, gdzie była zresztą pierwotnie posadzona jako towarzystwo niskobudżetowe dla bukszpanów odziedziczonych po poprzednikach.
No i murki odremontowali, dzięki Ci Panie, że już po moim wyjeździe - obecnie z koloru bladawej wątróbki przeszły w ciemne buraczki. Jestem szczęśliwa, że mi tego oszczędzono, doprawdy odpadający tynk był już bardziej klimatyczny. Cyprysik poszedł pod nóż. Szkoda, szkoda...Prawdziwe marnotrawstwo. Pan Właściciel przeraził się jego korzeni, nagle, po 15 latach. A w ogóle domek był niedawno wystawiony na sprzedaż. Jeżeli ktoś reflektuje - życie na niemieckiej prowincji jest bardzo spokojne - to potrzeba tylko jakieś 150 tys. euro
Jak tak na ogródeczek popatrzeć to jest w nim zapisana historia już kilku kolejnych właścicieli. Zapisana w roślinach