Ach, i jeszcze podzielę się z Wami pewnym smuteczkiem....
Będę się musiała w niedalekiej przyszłości pożegnać z 2 - 3 starymi, sześćdziesięcioletnimi drzewami po moim dziadku.
Tej jabłonki nie da się już za długo utrzymywać przy życiu... a jabłka pyszne...
Pierwszy wyrok zapadł na nią już prawie 20 lat temu. Nie dawała oznak życia, nie miała już prawie kory na pniu... Zostały obcięte wszystkie gałęzie i pień czekał na wykarczowanie, ale w międzyczasie przydawał się do przywiązania sznura do prania - więc stał. i tkwiła w nim chyba ogromna wola życia, bo następnego roku wypuścił nowe gałązki. Ale pień próchniał, został na nim tylko wąski pasek kory... Ale w kolejnych latach były już owoce, w zeszłym roku nawet sporo. I tak przez prawie 20 lat ta niewielka ilość żywego drewna pokryta z jednej strony korą, utrzymywała jakoś koronę przy życiu. A w tym roku pojawiła się taka dziura. Pozwoliłabym jej rosnąć do naturalnej śmierci, ale nie wiem, czy nie powinnam obawiać się o bezpieczeństwo, zwłaszcza dzieci. Sama mając lat naście miałam taką przygodę z drzewem, też już przygotowanym do wykarczowania- z resztą razem z tą jabłonką - przewrócił się na mnie pień, kiedy powieszałam pranie, na szczęście był lekki, bo spróchniały i zdążyłam go "złapać"

Stałam tak, podpierając go i darłam się, aż mnie w końcu w domu usłyszeli