A u mnie ogólnie sezon ogórkowy i klęska urodzaju

Heh, w ogóle się nie przygotowałam logistycznie na przetworzenie i odpowiednie zagospodarowanie tego co porosło. Ogóry rosną jak zwariowane, porozdawałam wszystkim dookoła i jeszcze mam pełno. Nie do końca umiem robić te wszystkie przetwory, jakoś się nie dokształciłam. Póki co je kiszę, a czy się będą trzymać - zobaczymy.
Porzeczka też mi się zepsuła częściowo, zasypałam cukrem, ale nim się zdecydowałam zlać sok, to już było prawie wino

Część skończyła, jako nalewka.
Gałęzie pomidorowe się łamią pod ciężarem większych z każdym dniem pomidorów. Dziś rano wielka gałąź oblepiona wielkimi kulami (w sensie pomidorami) leżała odłamana na ziemi. Kurczę, muszę je do bambusów przyczepić, bo na samym sznurku na pewno się nie utrzymają.
Poza tym zrobiłam wykopki cebuli i czosnku. Czosnek rewelacja, chyba z 70 główek mamy, są naprawdę dorodne, obecnie schną pod balkonem. Buraczki ćwikłowe też wielkie, już by można coś z nich zrobić. Kalafiora nie zdążyliśmy zjeść, bo całkiem przerósł. Ech ...
Ale OK, nie marudzę więcej

Z rzeczy pozytywnych: wreszcie mam skrzynie warzywne obsypane żwirkiem granitowym, a eM. mi dziś machnął nową ścieżkę granitowo-gnejsową

Będę miała znów myślenie, czym ją obsadzić
Dobrej nocy wszystkim i dziękuje, że zaglądacie

