Dzisiaj mam okropnie kiepski dzień - w pracy problemy i mnie psychicznie zmęczyły, poszłam do ogrodu bo pogoda piękna i okazało się, że nie mam siły pracować

W ogóle uświadomiłam sobie że jeszcze w tym roku nie usiadłam w ogrodzie nawet na pięć minut dla przyjemności chociaz jestem w nim niemal codziennie przez kilka godzin... Praca w ogrodzie to przyjemność ale dzisiaj miałam taki fatalny dzień że mi ta robota nie sprawiła przyjemności... Oczyściłam tylko trzy żywotniki, które nie wiem dlaczego ale co roku mi przysychają - na końcówkach - one jedne tak, i co roku musze je dokładnie czyścić bo brzydko wyglądają, Posadziłam hosty ktore jeszcze stały w donicach, posadziłam dwie lilie te wyrosnięte (inne nadal nie wychodzą

) podsypałam gdzieniegdzie korę, ciut przekopałam i poplewiłam. I wzięłam sobie jedzonko na ogród i po raz pierwszy posiedziałam chwilę na ławeczce

No i zrobiłam kilka zdjątek które oczywiście pokażę...
Pierwsze zdjęcia to jest mój widoczek z ławeczki na której wreszcie udało mi sie usiąść

Jest prześwitująco niestety ponieważ nie jesteśmy z żadnej strony wysłonięci od drogi - teściowe i mój Żon sobie nie życzą ponieważ chcą widzieć co się dzieje i móc rozmawiać z przechodniami... Bić się nie będe może z czasem... Ale na tej pergoli którą widać rosną powojniki i zasłaniają chociaż "salon grillowy"

Hortensja którą widać normalnie jest duża i bardzo bujna, niestety na koniec zimy ją przymroziło (bo zwiało okrycie i to wystarczyło)
a te żywotniki po prawej to właśnie te "przysychajace"
i moja towarzyszka przy jedzeniu

żarłok niesamowity niestety - obecnie na diecie

ale i tak nie odpuści