Dziś odszedł mój Dakar, kochany sierściuch marki owczarek niemiecki…mój przyjaciel.
Uwielbiał się bawić…piłką, plastikową butelką, łapciem. Był bardzo grzecznym psem, na nikogo nigdy nie warczał, szczekał tylko w czasie zabawy, nie psocił…no prawie… Raz zdarzyło mu się zrobić z mojego nowiutkiego kozaka (zakupionego 2 godziny wcześniej)…bardzo gustowny sandałek. Innym razem powyciągał z doniczek wszystkie rośliny pokojowe, które stały w zasięgu jego pyska…łącznie 13 sztuk… Zrobił to tak delikatnie, że 12 z nich nie doznało większego uszczerbku na zdrowiu i posadzone ponownie do doniczek, żyły sobie dalej.
Potrafił rozbawić mnie do łez jedząc truskawki, które wprost uwielbiał. Skakał na wysokość 2 metrów, piłkę „do siatkówki” przegryzał
w 3 sekundy i kopał ooogromne kratery chcąc zbadać wnętrze kuli ziemskiej.
Był niezwykle towarzyski, bawił się ze wszystkimi psami. Jego najlepszym przyjacielem „z podwórka” był malutki York, któremu wybaczał wszystkie psikusy.
Przy pierwszym spotkaniu swoją wielkością i posturą budził respekt, by w ciągu kilku kolejnych minut stać się pupilkiem towarzystwa, były uwielbiany przez wszystkich.
Przeżył ze mną 12 lat. Dzielił ze mną smutki i radości, był wspaniałym psem, wiernym i oddanym przyjacielem…członkiem rodziny.
Mój kochany futrzak….