Zdjęć dzisiaj nie pokażę (jutro zgram) ale .....napiszę co mi się przytrafiło. Przez dwie godziny ratowałam młodą sikorkę, która wpadła do dużej miski na pełnionej wodą. Znalazłam ją przez przypadek, kiedy była juz w bardzo złym stanie
Myslalam, ze juz po niej. Otwierałam jej dziobek, wkladalam do niego pokrojone pestki słonecznika, siemienia lnianego. Kiedy zaczęła połykać, suszylam suszarką, otulalam puszystą ściereczką. Po półtorej godzinie zaczęła się wreszcie mocniej ruszać, łapkami zaczęła trzymać się mojej ręki. Potem zaczęła w końcu piszczeć, może wolała inne sikorki.
Kiedy zaczęła się otrzepywac wiedziałam, ze sobie poradzi

Pilnowalam tylko aby żaden drapieżnik ja nie dorwał.
Potem otrzepała się kilka razy, najpierw próbowała odfrunąć - nie udało się, spadła na trawnik. Po jakimś minucie, kiedy się odwróciłam, juz jej nie bylo .
Jak ja się cieszę


Pokaże jutro zdjecia