No to przyznam się po cichu, że z zeszłorocznego cięcia udało mi się ukorzenić jeden patyczek, który właśnie w takim "cienistym, wilgotnym miejscu" puścił jeden listek
Miałam nadzieję na nieco większy sukces w tym roku i stąd moje pytanie
Wczytałam się w treści z 20.04. pisane przed południem o tej bylinówce na froncie.
Ja mam bylinówkę za szpalerem (fajne słowo, a ja lubię szpalery) grabowym, daleko od domu i po co?
Potem rozmyślałam o starych świerkach (przecież lubisz duże drzewa?)
Ja wiele wycięłam i bardzo mi ich brakuje a nowe drzewa nie chcą rosnąć na zawołanie.
I wszystkie rozmowy Twoje/u Ciebie pobudziły moją chęć dialogowania, głównie samej ze sobą jednak, co do natury naszych ogrodów.
Nie chcę się narażać Toszce ale dla mnie to grzyb na osłabionych roślinach. Ale nie jest tragicznie. Grzyb nie lubi zasady, może u Ciebie jest za kwaśno? Chociaż ostrokrzewy to megakwasoluby.
Patyczków hortensjowych na razie nie ruszaj ,na bank jeszcze korzonków nie mają. Jesienią np. we wrześniu możesz delikatnie sprawdzić.Powinny wtedy już się ukrzenić. Ja w zeszłym roku dużo ukorzeniałam z powodzeniem . Byłam sprytna bo powsadzałam do jednorazowych przezroczystych kubeczków,jak już było widać korzonki wsadzałam do gruntu. Oczywiście w dnach kubeczków zrobiłam odpływ a patyczki wcześniej traktowałam ukorzeniaczem do zdrewniałych.
Jak to po co? Żeby mieć swoją własną, prywatną, osobistą bylinówkę, o której tylko Ty wiesz
Ano lubię. A mimo to myślę o wycięciu kolejnych drzew u siebie, w tym - olaboga - jednej lipy. A lipy przecież uwielbiam.
I wiem, że tych drzew będzie mi przez wiele lat brakowało...
Ot, logika...
Jakżesz one różne są, nie tylko od naszych, ogrodowiskowych, ale nawet od tych ogrodów, które kiedyś tu wrzucałam dla inspiracji.
Takie... dostojne, spokojne, szlachetne bym powiedziała?
Nic na pokaz.
Widać w nich szacunek dla przeszłości i myślenie o przyszłości. Ale o przyszłości w kategoriach dziesiątek i setek lat, a nie dwóch czy trzech.
Co zrobiłaby większość z nas (w tym ja), mając do dyspozycji taki teren? Zapewne coś w rodzaju gaiku doorenbosów i/lub szpaleru świdośliwy. Rozważałybyśmy również optymalną wielkość różanki i dywagowały nad wyższością turzycy nad seslerią.
A co robi zawodowy ogrodnik z wieloletnim doświadczeniem? Sadzi dwa dęby, ze świadomością, że nie doczeka nawet czasu, gdy dojrzeją, ale też z zaufaniem, że nie przyjdzie kolejny ogrodnik i ich nie wytnie, bo będzie miał inną koncepcję
albo zaszczepia łączkę kilkoma pierwiosnkami z nadzieją, że za kilkanaście lat rozejdą się po całym terenie.
Prosto i bez nadęcia.
Różnica klasy, możliwości i różnica doświadczeń historycznych niestety.