Kiedyś na zarastającym oczku w lesie dorwałam żurawinę dziką. Strach było chodzić, ale z kijkiem, i bez trwogi nazbierałam pół wiadra żurawiny, jeszcze zielonej. W domu wystawiłam ją na blaszce na balkon, i po miesiącu już była czerwona. Wtedy zrobiłam z niej dżem z dodatkiem słodkich jabłek i oczywiście cukru Smak-niebo w gębie.
I z tym podniebnym wspomnieniem rzuciłam się na sadzonki na ogrodniczej giełdzie. Kupiłam wtedy 6 doniczek. I umieściliśmy je właśnie pod borówkami. Są u mnie już ze 20 lat. Jest kłopot z nimi podczas dosypywania torfu, i nawozów. Ale się ich nie pozbywam. Corocznie zbieram 1 litr żurawin. Czasem więcej. Jeżeli trafię na ryneczku, dokupuję jeszcze kilka litrów. I mieszam z moimi. Czasami robię tylko nalewkę z tego co mam i nie trafiam na żadnego sprzedającego.
W ubiegłym roku były w Lidlu, ale to były owoce ze szlachetnej odmiany, a ja szukam takich dzikich, ale jak się nie ma co się lubi...Żurawinę można dodawać do kiszonej kapusty. Potem taka surówka jest pyszna i nie psuje się. Gdyby nie to, że borówki mam w jednym kompleksie, całe poletko byłoby zarośnięte, ale muszą być przejścia dla mnie do zbierania, a tym bardziej teraz, kiedy borówki zbieram ze stołkiem pode mną.
Żurawina kwitnie pod koniec maja, i w tej chwili już ma zielone owocki wielkości borówek. Jak przyjdzie ochłodzenie zaczną się czerwienić. Zbieram ją we wrześniu. Podłoże borówkowe jest dla niej odpowiednio wilgotne, W czasie suszy, trzeba podlewać, Nie podlewam, jak zbieram owoce. Zimą nie okrywam.
Dla podglądu zdjęcia nie mam. Ale będę jutro w ogrodzie, może nie zapomnę uwiecznić. Dla osłody malinki ...już są.