W piątek o 7.30 przyjechał pan do wertykulacji. To jest jedyna czynność w ogrodzie, której nie robimy sami. eM stwierdził, że nie ma sensu kupować wertykulatora, żeby go raz w roku używać.
Musiałam znaleźć sobie inne zajęcia, żeby z panem się nie mijać. Przeniosłam się do "kuchni ogrodnika", który oszczędza kolanka, bo mu będą jeszcze długo potrzebne, nie tylko w ogródku, ale i na rowerku i nartach. Musze sobie jakiś roboczy stoik sprawić.
Po śniadanku, gdy eM i młodzież dom opuściła kuchnia tak wyglądała.
Musiałam się z tym buszem rozprawić.
Po zakończonej pracy wszystko wróciło do normy, roślinki również.