Aniu "nie zmuszam, nie przymuszam" było nie jako przypuszczenie, a raczej stwierdzenie faktu, że każdy jest królem we własnym ogrodzie. Ja tylko pokazuję "jak to się oniegdaj robiło", zgodnie ze sztuką ogrodniczą bez chodzenia na skróty.
Kilka lat temu jak trafiłam na forum (długo podczytywałam anonimowo

) zauważyłam lukę w tematyce dbałości o glebę. To nie zarzut, a stwierdzenie faktu. Swoisty skutek cywilizacji i możliwości chodzenia na skróty, na łatwiznę...nie zawsze wychodzące na zdrowie. To już wiemy

Wszyscy marzymy o tłustej, żyznej, próchnicznej glebie w ogrodzie. Zapominamy, że tworzyły ją procesy butwienia przez tysiące lat. Dla przykładu: 2 cm warstwy humusowej tworzy się ok 200-400 lat. W naturze się tworzy.
My mając do dyspozycji więcej materiału organicznego możemy aktywizować procesy butwienia i przyspieszyć czas.
Żadna chemia, żadne sztuczne nawozy tego nie zrobią. To tak jak podawanie pacjentowi kroplówek bez podawania jedzenia.
Nawiasem mówiąc to lubię jak ktoś drąży temat, bo i mnie motywuje to do poszukiwania odpowiedzi, czytania nowych opracowań i badań. A nauka pęęędzi jak oszalała i obfituje nowymi badaniami i odkryciami. I to jest bardzo ekscytujące
I tak, nie bez powodu namawiam do pracy z glebą i wzbogacania ją próchnicą, bo tylko taka ziemia jest tętniąca życiem (mikro i makro organizmy), zdrowa, zbilansowana, płodna. Materia organiczna ma także cudowną zdolność kumulowania wilgoci (co w praktyce przekłada się na mniejsze podlewanie). Z czasem zamienia się w cenną materię mineralną.
Nawożenie roslin polega na mulczowaniu (ściółkowaniu) systematycznym rabat materiałem organicznym: kompostem, obornikowym kompostem, kompostem liściowym, liśćmi, wiórkami rogowymi, minerałami typu mączka, lawa, dolomit, korą, zrębkami przekompostowanymi, słomą, trawą etc. O ziemię trzeba dbać i okrywać -zwłaszcza na zimę - aby nie ulegała erozji, degradacji i nie utraciła gruzełkowatej struktury.
I to nie jest tak, że nawieziemy tony dobroci, przekopiemy i już. Nie, to tak nie działa, bo ziemia potrzebuje pokarmu. I tym pokarmem karmią się rosliny, które to zasiedlają ziemię mikoryzą, materią organiczną...czyli ożywiają i odżywiają. I tak to się kręci od milionów lat bez udziału chemii i ropopochodnych sztucznych nawozów.
Ja osobiście nie nawożę swoich roslin sztucznymi nawozami. Ani rododendronów, ani nawet ostatnio trawnika. Używam co najwyżej granulowanego obornika, który -jak się okazało - najlepiej jest namoczyć.
Owszem, czasami w akcie desperacji sięgam po chemię p/szkodnikom. Święta nie jestem. Nie jestem też przesadnie eko. I nie potrafię krótko pisać...wybaczcie