Agatko, niestety ja swoją rabatkę zaniedbałem. Trochę pracuję: posadziłem cebule w donicach i zadołowałem. Niestety nie mogę dźwigać po operacji. Myślę, że wiosną nadrobię.
Co do podróży to zawsze interesowały mnie inne miejsca, ludzie, zwyczaje, życie. Tym razem harmonogram był bardzo napięty aby zobaczyć jak najwięcej. Nie miałem okazji rozmawiać z "tubylcami". Klimat rzeczywiście odbiega od naszego chociaż w Indiach czy Afryce jest jeszcze bardziej odmienny. Na krótko i betonowa aglomeracja HK jest ciekawa. Jakże odmienna od europejskich.
Dalsza relacja będzie
Świetnie, jeśli można zwiedzać inne kraje , zwłaszcza tak egzotyczne i odległe (zarówno geograficznie jak i kulturowo)i jeszcze mieć tam rodzinę. Jeśli jednak córki i wnucząt, nie ma na co dzień w pobliżu, to chyba musi być przykre?
No i dobrze, że spąsowiał. To oznaka młodości i energii.
Daleko ta twoja córcia mieszka. Oj daleko. Pewnie za często nie przyjeżdza do Polski. No i wnusie tez daleko.
Ja mam całą moją trójkę w pobliżu, mieszkamy w jednym mieście. Jak ugotuję duży gar rosołu to wszystkich obdzielam. Dzieci pracują do wieczora więc zupkę mamusi chętnie biorą. Najstarszym wnukiem opiekuję się codziennie, po przedszkolu. Pozostałe wnusiątka (3 miesiące i 8 miesięcy) widuję trochę rzadziej ale co kilka dni tą wnusię co bliżej mieszka mogę uściskać i wycałować. Dzisiaj też do babci przyszła na godzinkę jak mama z braciszkiem do lekarza pojechała. Muszę przyznać, że pasuje mi to.
Odległość jest wielka w kilometrach ,
ale w sercach blisko ,
ludzie mieszkający blisko czasem się nie widzą
a Ci , którzy spotykają się rzadziej
umieją się z tego cieszyć
I tego Ci życzę
Życzę dużo zdrówka ,
i nie przejmuj się ogrodem ,
jest piękny i kilka małych niewidocznych " niedoskonałości "
na pewno mu nie zaszkodzą
Nie dziwię się, że Ci pasuje. I mi by pasowało. Moje córki rozjechały się po świecie. Jedna pod Londynem. Druga w HK. Jestem bogatszy we wnuczki bo mam ich 3+2. Same dziewczynki
W Chinach głównym dialektem jest mandaryński. Niestety w HK głównym dialektem jest kantoński.
Głównym językiem obu wnuczek jest angielski. Tym językiem obie rozmawiają miedzy sobą, starsza chodzi do szkoły gdzie również pierwszym językiem jest angielski. W tym języku czyta literaturę ( np. Harrego Pottera) jest bardzo oczytana. W tej szkole dzieci uczą się chińskiego ( mandaryński). Ta starsza zajęła dwa lata temu I miejsce w całym HK w deklamacji wiersza po chińsku. W tym roku powtórzyła sukces z drugą lokatą. Pobiera również korepetycje z mandaryńskiego. Młodsza chodzi do chińskiego przedszkola gdzie jest jedyną białą. Wszystkie dzieci rozmawiają po kantońsku. Śpiewała mi piosenki po kantońsku. No i obie mówią po polsku bo rodzice z nimi rozmawiają po polsku.
Znajomość języków to skarb. Sam coś o tym wiem.