Bardzo dziękuję za te bombkowe przyjemności. Przyćmiły mi poprzednie wpisy choć Twoje lektury są z pewnością bardzo przyjemne a robota nich odpoczywa.
Gapię się na tą przedwojenną bombkę - skarb - w mojej rodzinie nie ostało się nic.
Z opowieści wiem że w czasie wojny i zaraz po na choince wieszało się orzeszki, jabłka, pieczone własnoręcznie ciasteczka, cukierki jak kto zdobył albo było go stać, no i zabawki z różnych papierków które dzieci robiły. O szkiełkach nie bardzo słyszałam, mus raz jeszcze dopytać.
Ja też na etapie przesiadywania pod choinką i nawet planów ogrodowych nie snuję.
Co do szklanych bombek - moja Mama pochodzi z północnego Mazowsza, blisko pruskiej granicy, takie pogranicze. I tam były one już popularne (wiadomo choina i bombka są protestanckiego pochodzenia, w katolickich landach najczęściej budowało się żłóbki 'Krippe').
Na Mazowszu były huty szkła (zakładane min. przez osoby czeskiego pochodzenia), które produkowały takie bombki.
Zaciekawił mnie tytuł "Cydr z Rosie". Po przeczytaniu recenzji nabrałam ochoty na lekturę. Znalazłam też film. Do obejrzenia podczas weekendu. Dziękuję!
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Witaj Ewo. Ten obornik, to super sprawa. Śmierdzi , ale ma takie właściwości że żaden nawóz mu nie dorówna. Ja nie mam dostępu do takich ilości ale myślę o granulacie