Chodzi o rabatę frontową: znajduje się przed oknem kuchennym i jest widoczna z parkingu. To dosłownie środek całego ogrodu. Tu krzyżują się wszystkie drogi do drewutni i szop, do 2 wejść domowych, widać ją od drogi, to przejście do warzywnika i szklarni - słowem naprawdę centralna rabata w naszym ogrodowym organizmie.
Rosły tutaj potężne świerki, wisiał hamak, wiewiórki skakały, dzięcioły tłukły dziobami, a po silnych wiatrach czasami, niestety gniazda innej ptaszyny leżały na ziemi. Świerki pasowały do tego miejsca - były dobrą oprawą dla małego górskiego domku w Sudetach.
Linia świerków była wtedy granicą sąsiedniej gminnej działki (którą dość szybko udało nam się dokupić).
W 2012 położyliśmy chodniki i można było zacząć myśleć o urządzaniu tego miejsca.
Moja myśl (podyktowana ogrodowiskowymi trendami, gdzie wszędzie w poradach królowały różaneczniki 'Cunningham's White, a Bogdzia - królowa rododendronów, pokazywała swoje królestwo), bardzo naturalna - była: różaneczniki! Pasują do nas (nieopodal w dawnym uzdrowisku jest piękna kolekcja 100-letnich okazów), rosną wszędzie, lubią kwaśną ziemię, są całoroczną ozdobą!
Posadziłam różaneczniki, których to zakup (u Pana Ciepłuchy tylko zakupy hurtowe były wtedy możliwe) i transport oraz wysyłkę do końcowych odbiorców na wielką skalę zorganizowała Ania, Mała Mi.
Nie pomyślałam tylko o tym, że stół jako miejsce, przy którym się siedzi potrzebuje jakiejś nawierzchni również.
Wiedziałam, że różaneczniki lubią wilgoć w powietrzu i podłożu ale nie sądziłam, że korzenie świerków są tak ekspansywne w poszukiwaniu dobroci, a przez ich gałęzie nie przedostają się krople deszczu z normalnych opadów.