Z psich historii
Wczoraj na chwilę był ex-em, po jakieś swoje rzeczy. Gdy wyjeżdżał, to oczywiście pieski wybrały się na wycieczkę na wieś (skład bez zmian, czyli Brutus, Hades i Venus; Elza jak zwykle została).
Ex-em ruszył autem za nimi, ja się wróciłam po smycze i obroże i poleciałam za tym całym towarzystwem. Znalazły się na końcu wsi

.
Najpierw ex-em zaprowadził Brutusa, bo ten ze względu na nogę nie dotarł do końca wycieczki, a ja pilnowałam pozostałego towarzystwa. Po parunastu minutach wszystkie były po dobrej stronie bramy.
Ale to, co zrobiły dziś, przekracza wszelkie pojęcie.
Musiałam rano jechać do Warszawy, a później w trybie ekspresowym do Olsztyna. Po tym wróciłam do domu, zrobiłam jakieś 500 km z hakiem, byłam już trochę zmęczona.
Staję pod bramą, otwieram pilotem i co? I kur.a powtórka z wczorajszej rozrywki.
Udało mi się tylko zgarnąć Brutusa w połowie wsi. Pozostałe szkodniki poleciały za sarnami, przez pole i do lasu.
Mam auto 4x4, ale kurde bez przesady, nie nadaje się na off-Road.
Serio nie wiedziałam, co mam robić. Ex-em już za granicą, nikogo znajomego blisko. Zaczęłam jeździć po drogach nadających się do użytku, ale nigdzie nie było widać tych bałwanów.
W międzyczasie dzwoniłam do sołtysa, sąsiadów, kogokolwiek z okolicy, żeby podzwonił po swoich sąsiadach, itp. Psy bardzo charakterystyczne.
Jeden sąsiad uruchomił drona

. Sam z siebie.
Jeździłam prawie trzy godziny, przemarzłam mimo włączonego ogrzewania i podgrzewanych foteli, bo miałam pouchylane szyby, żeby lepiej widzieć i ewentualnie słyszeć szczekanie.
Zrobiło się ciemno, żadnego odzewu na telefon. Wracam więc do domu, z myślą, żeby zrobić plakaty itepe.
I co? I psy czekają na mnie pod bramą. Myślałam, że je uduszę.
Obdzwoniłam znów te osoby, do których dzwoniłam wcześniej, żeby powiadomić, że zguby się znalazły. Jedna z sąsiadek powiedziała mi, że właśnie miała do mnie dzwonić, że na Facebooku, na stronie „powiatu”, jest zdjęcie moich psów, ktoś je zauważył we wsi oddalonej o około 5 km

.
Venus dała radę sama wrócić (w sensie trafić do domu). Hades pewnie szedł za nią. Ale jestem w takim szoku, że chyba się napiję.