Te wielkomiejskie ceny są szokujące. U siebie za wizytę z psem lub kotem nie zapłaciłam nigdy więcej niż 100/150 zł. Ta wyższa związana jest z dopłatą za leki.
Kociaki wyglądają uroczo. Młoda krew w stadzie dobrze robi i właścicielom, i samym zwierzakom.
U Tarci ta metoda się sprawdziła.
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
To prawda. Senior po smierci Wicia Pierwszego mial depresje i mialam obawy, że za chwile pojdzie za nim. Pojawienie sie Wicia Drugiego dalo jego zyciu sens. A jak pojawil sie Karolek to juz pelnia szczescia. Do tego ogrod i Senior odzyl. Byl z nami jeszcze 2 lata.
Sterylizacja na koszt gminy to dalej moje pieniądze, z moich podatków, które mogą iść na pilniejsze potrzeby.
Zamiast dotować fundacje i nie być pewnym jak są spożytkowane środki, wolę sama zapłacić bo wiem dokładnie na co wydane. To mój wkład w ochronę i pomoc dzikim zwierzakom. Nie pisałam o kosztach żeby się żalić bo sama podjęłam taką decyzję, żeby zająć się kilkoma dzikimi kociakami i je udomowić.
Chciałam tylko zwrócić uwagę jaki biznes robią przychodnie weterynaryjne i jak niesamowicie podrożały usługi medyczne, nie tylko dla zwierząt ale i dla ludzi.
Ja mam wielkomiejskiego weterynarza, u którego ostatnio za wizytę z kotką teściowej zapłaciłam 50pln.
On jest specyficzny bardzo ale uwielbiam go. Mam tez do niego zaufanie.
Kotka teściowej po długiej liście badań została u osiedlowej pani doktor zdiagnozowana jako przypadek beznadziejny (mocznica, 1-2 miesiące życia)
Zapakowałam obie do taksówki i pojechałyśmy do tego mojego weta.
Rzucil okiem na wyniki. Powiedział, po kiego grzyba aż tyle ich robili. Pobrał krew żeby zobaczyć co się zmieniło przez dwa dni.
Powiedział, ze kot owszem, ma chore nerki ale żadnej mocznicy nie ma.
Poszedł na zaplecze. Wrócił z małą tubka czegoś. Posmarował Kici tym specyfikiem wnętrze ucha…
Kazał zadzwonić pod koniec dnia. Oon będzie już mial wyniki a chce wiedzieć czy zaczęła jeść bo to jest teraz najważniejsza rzecz.
Dal jeszcze jakiś zastrzyk i zainkasował 100 złotych polskich.
Kotka w domu rzuciła się na żarcie (smarowidło do ucha to były jakieś psychotropy)
Wieczorem zadzwoniłam i doktorek powiedział, ze kotu się bardzo nie pogorszyły wyniki od tych poprzednich a skoro zaczęła jeść to będzie żyć. To było dwa lata temu. Kotka ma teraz 17 lat.
Ty wiesz jak fajnie jak jest gromadka, wspólnie się bawiąca, wspólnie śpiąca i spędzająca czas razem.
Moje Maine coony to niby też rodzeństwo, ale trafiły do mnie w rocznym odstępie. Już jest wrogość nie do pokonania przez 10 lat.
Mam nadzieję że nowe "szczurki" bo tak na nie mówię, będą się przyjaźnić, niezależnie od upływu czasu
Moja kotka trafiła do mnie z zaleceniem „bez innych kotów”.
Jest słodka, łazi za mna jak pies, gramoli się na kolana i układa na mnie kiedy tylko przyjmę pozycję horyzontalną ale towarzystwa innych kotów nie toleruje kompletnie.
Zmienia się wtedy w diabła tasmańskiego z kreskowki.