Dzięki
Fronty wykończone deską, cofniętą ok 2cm. Miało być oświetlenie led tam wklejone ale jakoś sprawa zawisła w niebycie
Poszukam fotek ale raczej nie mam. Zrobię dziś jak zdążę lub jutro. Jutro pracuję zdalnie to czas się znajdzie
Tutaj fota drugiego tarasu. Ale wykończenie podobne. Może widać pod spodem deskę ciut cofniętą. Tutaj jeszcze dochodzi donica murowana bo jest niżej. Po drugiej stronie domu jest wyżej i jest jedna deska lub dwie zależnie od potrzeby.
Kot mojej córki pojawiał się i znikał cyklicznie. Mial obróżkę z imieniem, numerem telefonu i mailem.
Dopiero kiedy dopadł go zator został unieruchomiony w domu bo trzeba mu było podawać już bardzo systematycznie leki.
Była pandemia i okazało się, że George prowadził bardzo rozbudowane życie towarzyskie.
Zaczęły się maile, telefony i esemesy.
Ludzie pytali czy z Georgem wszystko w porządku.
Dwie rodziny zajrzały do niego bo dzieci bardzo tęskniły i się o niego martwiły
Kwestia weterynarza brzmi znajomo.
Nie jeździsz może do Łęgowa z tym swoim zwierzakiem?
Przyjmuje tam mój ulubiony weterynarz
Mój kotek też miał obróżkę z danymi. Dopóki miesiąc temu ta obróżka omal go nie zabiła. Niby specjalna, z gumką żeby w razie zaczepienia zrzucić. Ale smyk tak się okręcił że już nic nie dało rady. Pewnie cały dzień tak wisiał, ale zaniepokoił nas cichy pisk wieczorem i znaleźliśmy biedaka. Teraz poszedł bez "oznaczeń". Jeśli znalazł nowy dom, trudno. Zainwestowałam sporo kasy na leczenie i kastrację. Ale ważne żeby był szczęśliwym kotem. Gorzej jak coś się wydarzyło... Sama nie wiem czy chcę wiedzieć.
Oj chyba tam by miala dosc daleko a przy okazji gdzie w Łegowie ten wet, kolezance kociarce podam. Ja ze swoimi bialaskami od 15 lat jeżdze na Bergiela. Moje wetki sa świetne, psiaki je uwielbiaja, podoba mi sie ze leczą do konca, ze szukaja rozwiazania a nie ładuja tylko prochy, naciągaja na badania, kasuja forse i do widzenia. I tak jest taniej do tego lepiej i profesjonalniej niz w klinice na Kowalach. Na Kowalach o malo mi nie usmiercili Karolutka taki pęd za kasa a niekoniecznie dobrostanem zwierzaka. Bylam na etapie by ich pozwac. A pojechalam tylko na oczyszczenie i sprawdzenie rany pooperacyjnej, to zrobili totalna rozwałke, scigajac szwy i zostawiajac otwarta rane. Piesio nam prawie odpłynąl. Na szczescie moje wetki odratowały Karaluszka. A tamci nic sobie nie mieli do zarzucenia. Nawet nie wspomne o bolu jaki pies musial odczuwac, traume ma do dzisiaj. Nie lubi byc dotykany, boi sie gdy ogladamy to miejsce gdzie mial operacje.
Dobrze wiedzieć, ze polecasz weterynarza na Bergiela.
Swoją drogą od Ciebie na Bergiela jest pewnie tylko trochę bliżej niz do tego Łęgowa
„Mój” weterynarz nazywa się Barancewicz. Jest …specyficzny
Tak z marszu dosc trudno wbić się do niego na wizytę. Nie wiem mak to teraz wygląda bo ma kalendarz i rezerwacje internetowe.
Kiedyś się jechało w ciemno i siadało w kolejce..
Rekord mojego Małżona to 7 godzin czekania.
No ale on ma wielkie doświadczenie i mam do niego zaufanie.
Dwa lata temu wkurzyłam się u mojej Teściowej patrząc na kotkę seniorkę leczoną w pobliskich lecznicach i gabinetach.
Diagnoza - mocznica. Proszę przyjść ja uśpić kiedy będzie się gorzej czuła.
Wkurzyłam się bo kotka juz nie jadła a Tesciowa wiadomo, chodziła zasmarkana po domu i biła się z myślami „czy to już”
Zapakowałam je do taksówki i pojechałyśmy Wtedy jeszcze przyjmował w Gdansku..
Popatrzyl na kota. Obejrzał wyniki. Zapytał po kiego utoczyli jej az tyle krwi i porobili mnóstwo niezbyt potrzebnych aczkolwiek porządnie odpłatnych badań.
Powiedział, że kot nie ma mocznicy. Owszem, ma chore nerki ale ma też 15 lat to i cos w zasadzie powinno mu już szwankować.
Teraz to jest w ogólnie kiepskim stanie bo pewnie nie je i tylko leży.
Pobrał krew i powiedział, ze odezwie się wieczorem kiedy będa wyniki a musi zobaczyć jak przez tych parę dni jej stan się pogorszył.
Zapodał jakiś zastrzyk. Poszedł na zaplecze i przyniósł mikroskopijną tubeczkę z maścią. Odrobiną tej maści posmarował jej wnętrze ucha.
Powiedział, ze niezależnie od wyników badań, najważniejsze jest aby zaczęła jeść. Jeżeli nie zacznie to raczej nie zdziala cudu.
Maść do ucha była właśnie na jedzenie.
Po powrocie do domu, kotka rzuciła się do miski. Wyrzygała wszystko wiec nakazałam Tesciowej karmić ją malutkimi dawkami karmy ale często. Wieczorem dostałyśmy sms od doktorka, ze nie jest tragicznie.
To było dwa lata temu.
Do Łegowa mam blizej i mniej problematyczny dojazd ale weta zmieniac nie bede. To dla kolezanki kociary. U mnie tez teraz rezerwacje przez aplikacje Vetineo ale jak trzeba to piszemy do siebie na watsapie i sie dogadujemy. Telefony tez dzialaja. Nigdy nie chodzilam i nie zamierzam chodzic bez wczesniejszego umowienia. Szkoda mi czasu. Alerty nocne ogarnia mi dobry wet na Przymorzu a tak na codzien nasze wecie zawsze sa dostepne w razie czego.
A tego to nie wiem gdzie się szlajała Ale miała kilka takich wyskoków. Jak zniknęła kolejny raz to ją znaleźliśmy w sąsiedniej wsi, 4 km od domu. Daliśmy po hamulcach, wygłaskaliśmy zgubę i kazaliśmy czekać, aż wrócimy z klatką. Czekała, do klatki wlazła, wróciła do domu. Najadła się, odespała, obiła wszystkich braciaków po pyskach i po kilku dniach znowu zniknęła.
Po jakimś czasie jeszcze raz taką akcję powtórzyliśmy, bo byliśmy pewni, że nie potrafi odnaleźć drogi do domu. Za tym drugim razem już się nie bawiliśmy w klatkę - Małżonek złapał kota na kolana, a ja za fajerą pobiłam rekord prędkości na odcinku 4 km Skończyło się tak samo, po kilku dniach poszła w diabły. Widzieliśmy ją w tej wiosce jeszcze parokrotnie, ale więcej na siłę nie ściągaliśmy. Tak wybrała. Smutek był, ale decyzję kota trzeba uszanować.
Leśne do łazęgi, niestety
Jola, próbowałaś go szukać w okolicy? Kocurek to może chcieć mieć własne terytorium. Dwa pozostałe szczurki to kotki? Dobrze kojarzę?
P.S. Jola, u nas miasto powiatowe, takie ceny. I to u doktora nauk Może poszukaj u siebie w okolicy?
P.S. (2) Wioletta, do Łęgowa to ja mam prawie 100 km