Aprilku, współczuję zawirowań zdrowotnych u futrzaków.
Ciężko jest kiedy chorują.
Mamy w Irlandii dwa setery, rodzeństwo.
Setery angielskie żyją tak do 12 lat, nasze mają już 11,5…
Za każdy razem kiedy wyjeżdżam, drapię je za uszami i pojawia się myśł „czy to nie jest ten ostatni raz?”
Moja futrzasta kocica jest stworzeniem idealnym jeżeli chodzi o leczenie.
Podawanie tabletek wyglądało tak, że grzechotałam słoiczkiem a ona galopowała z gory i czekała na pastylkę (żeby ja polknac a nie wypluć gdzieś w oddali)
W ubiegłym roku…przebiła sobie rogówkę.
Weterynarz przepisał mi dwa rodzaje kropelek, do podawania 4x dziennie, odstęp pomiędzy jednym a drugim lekiem 15 minut.
Zastanawiałam się jak to będzie w praktyce bo jedna osoba, dwie ręce, krople i niezadowolony kot to dość trudne do ogarnięcia.
Podawanie leków wyglądało tak.
Szorowalam ręce. Przynosiłam pudełko z kocimi kropelkami.
Kotla przychodziła zerknąć co się dzieje (jak zwykle).
Brałam ja na ręce i układałam „na bejbika”, czyli jak malucha, na grzbiecie, brzuchem do gory.
Odkrecalam krople. Jedną ręką odginałam jej powiekę i wpuszczałam lek.
Kotka zamykała wtedy oko, zaciskając powiekę żeby nie wypływał

i leżała spokojnie kilkanaście sekund.
Trwało to ponad tydzień. No kot idealny!