Incydentu zimowego cd.
Temperatura -1.
Rozważam rozpalenie w kozie bo jakoś mi tak chłodno.
przypomina mi ten zimowy chłód o dwóch wydarzeniach z mojego życia.
Pierwsze to zimowisko w Szczebrzeszynie. Rok, chyba 1986.
Pamiętam je głównie dlatego, że przez kilka dni zabroniono nam wychodzić na zewnątrz, na śnieg.
Powodem była pogoda…temperatura w dzień -29 stopni.
Drugie wydarzenie, z tej samej kategorii.
Zima, nocleg w niedokończonej, nieogrzewanej chałupie w Gliczarowie Górnym.
Spalam we wszystkich ciuchach, ktore zabrałam na ten wyjazd.
Nogi wsadziłam do …plecaka.
To też był ten okres, rok 1989 chyba.
Nie posiadaliśmy jeszcze wtedy puchowych śpiworów i odzieży termicznej.
Po chałupie hulał wiatr bo była z bali, drewniana i kompletnie nieocieplona. Miala szpary na wylot.
Nie wiem jaka była temperatura w nocy. W dzień dochodziła do -27.
W chałupie, w tej części, w której spaliśmy, mieliśmy wiadro z wodą ze studni.
Zamarzla, tak samo jak cytryna. Odrąbywaliśmy „plasterki” siekierą.
Chciałam wyglądać pięknie i na wyjazd zabrałam soczewki kontaktowe. To były jeszcze czasy, w których soczewki przechowywało sie w pojemniku wypełnionym solą fizjologiczną i codziennie trzeba je bylo wygotować.
Żeby ich nocą nie zawieruszyć, wsadzilam je w nocy za gumkę od spodni i rano myślalam, ze pojemnik się rozwarstwił (ślepa jak kret jestem od zawsze). Tymczasem …zamarzła w nim sól fizjologiczna…
Zestarzalam się. Teraz siedze w chalupie z temperaturą plus 19 i marudzę, ze mi chlodno…
Idę w tej kozie napalić.
Ogrodowo to wysialam pierwsze papryki (jakaś palermo czy coś, taka podłużna, czerwona, kupiona w delikatesach)
Wsadzilam tez do doniczek osiem nasionek kobei. Oby wyrosła ładna, obiecalam sadzonki przyjaciółkom.
Biję się z myślami.
Mam w koszyku, w takim jednym cudownym sklepie, ekhm 19 krzaczków róż.
Po pierwsze to rozważam okrojenie zakupu do 5 sztuk (to minimum w sklepie)
Po drugie walczę ze sobą. Pokusa jest spora ale róże wymagają sporo zachodu.
Jak żyć?